"Urok, irytacja i podróż"
W tle leciała piosenka Abrahama Mateo "Señorita", nadając mnie i Lilith rytm do tańczenia. Moja nowa zdobycz nas obserwowała. Kochałam to uczucie czyichś oczu na sobie.
John Myers.
Wysoki brunet z brązowymi oczami i niezłym tatuażem na prawym ramieniu.
Oczywiście nie jest tylko mój. Lilith również z niego korzysta. Zawsze dzielimy się zdobyczami.
Gdy skończyłyśmy tańczyć zaprowadziłyśmy go do sypialni. Poszedł oczywiście bardzo ochoczo. Dzisiaj jednak pominęliśmy grę wstępną, bo jutro musiałyśmy wcześnie wstać z powodu tego zasranego pogrzebu.
Prawo pozwala sukubom na zmienianie ludzkiego niewolnika co miesiąc. Jak już nam się znudzą, to Lilith lub ja zazwyczaj pozbywamy się ich w brutalny sposób. Zależy, czy był nam posłuszny, czy też nie. Jeśli był, to po prostu go wypuszczamy do ludzkiego świata, ówcześnie wymazując wszystkie wspomnienia z nami związane. Jeżeli nie był, to wznosimy się z nim w powietrze za pomocą naszych skrzydeł i go puszczamy. Jak przeżyje, to wymazujemy mu pamięć i wstawiamy wspomnienie jakiegoś wypadku, bo nigdy nie odchodzą stąd bez obrażeń oraz wypuszczamy, a jak nie, to trudno. John jest z nami już 2 tygodnie.
Możecie sobie myśleć, że jesteśmy nieczułe, bez serca i w ogóle, ale wszystko zależy od tego, jaką się ma rodzinę i jak wychowują Cię rodzice.
Żyłam w rodzinie, która nienawidziła ludzi, w sumie jak prawie każda rodzina sukubów zresztą. Ludzie potrzebni nam są tylko do rozmnażania się. Sukubami zawsze rodzili się mężczyźni, ale 2 razy na 50 lat kobieta. W rodzinach Lilith i mojej nasi rodzice byli sukubami oboje.
Wszyscy wokół starają się trzymać od nas z daleka. Czemu? Bo wierzą w jakieś popieprzone zabobony i przepowiednie.
Kiedyś jakaś kobieta sukub mająca "dar" przepowiadania przyszłości stwierdziła, że gdy po 20 latach od ostatnich narodzin kobiety znowu urodzi się dziewczynka nazwana po księżycu, 2 lata po niej znów na świat przyjdzie dziewczynka z imieniem zaczynającym się na tą samą literę. Kiedy pierwsza osiągnie 20 lat, przyniesie sukubom wstyd i zhańbi swój gatunek, nakłaniając do tego samego drugą. Nie wierzę w takie pierdoły, ale jak widać miała jakiś "dar", bo się to sprawdziło. Prawie. Kilka miesięcy temu skończyłam 20 lat i co? Nie przyniosłam nikomu wstydu ani nie zhańbiłam sukubów. Morał jest taki, że nie należy wierzyć w te zabobony. Magia nie istnieje. No, poza równoległymi światami, istotami nadnaturalnymi, rzucaniem uroków przez sukubów, czarowaniem czarowników i życiem wiecznym. Nie wierzę po prostu w "dar" przewidywania przyszłości. Nikt nie wie dokładnie, co nas czeka w przyszłości. Można tylko spekulować, bo to, co się kiedyś wydarzy zależy tylko od naszych decyzji w życiu.
- Luna, śpisz? - usłyszałam szept Lilith
- Nie. Nie umiem usnąć - odpowiedziałam również szeptem
- Chodź na dwór, przynajmniej nie będziemy musiały szeptać
Najdelikatniej jak się dało wyszłyśmy z łóżka, żeby nie obudzić Johna. Gdy w końcu znalazłyśmy się na dworze odetchnęłyśmy z ulgą
- Nienawidzę usługiwać ich zachciankom. Chętnie bym się go już pozbyła. Znudził mi się - stwierdziła Lilith
- Mnie też - poparłam - Ale jedna rzecz mnie w nim ciekawi
- Niby jaka? - zdziwiła się
- Że chce tu być
- Jest przecież zaczarowany
- Od tygodnia nie. Gdy zdejmowałyśmy urok z innych, od razu próbowali uciec, pomimo tego, że wciąż ich pociągałyśmy. Walczyli z chęcią zostania, ale woleli uciec, bo wierzą w te swoje mity. Czasami wolałabym nie móc czytać w myślach…
- Ludzie wymyślili okropne historie. Każdy gatunek uważany jest za odrażający i zabijający każdego, kogo napotka - powiedziała jakby ignorując moje ostatnie zdanie
- A on tu jest. Z własnej woli…
- To rzeczywiście dziwne… - zamyśliła się Lilith
- Może on jest inny? Może on nie wierzy w te wszystkie bzdury? Może jest więcej takich jak on?
- Za dużo byś chciała, Luna - odezwała się jak zawsze lodowatym tonem głosu
- To w takim razie po co by tu zostawał?
- Może jest po prostu ciekawy?
- Wszyscy są ciekawi, dobrze o tym wiesz. On po prostu nie wierzy w te historie.
- A może wierzy, tylko jest zbyt przerażony, by uciekać?
- Każdy z nich jest przerażony. Wszystko przez to, że tysiące lat temu ludzie wymyśli na nasz temat jakieś okropne historyjki.
- Nie tylko na nasz temat. Inne gatunki również nie są zbyt dobrze postrzegane. A wszyscy przecież wiemy, że nikt z nas nie jest żądną krwi bestią, która zabija lub wykorzystuje każdego, kogo napotka na swojej drodze.
- Mów za siebie… - mruknęła
- Tak, tak, wiem, że ty bez ogródek pozbywasz się kogokolwiek - zaśmiałyśmy się. Nawet, gdy Lilith się śmieje, pozostaje zimna jak lód. I piękna. Ta azjatycka uroda… Azjato, będziesz kiedyś mój! A wracając do rzeczywistości… - Mnie się chyba jednak nie pozbędziesz, co?
- No co ty. Jesteś moją przyjaciółką. Najlepszą i jedyną - ostatnie słowo wypowiedziała zbyt dobitnie, dając do zrozumienia, że czas zakończyć temat przyjaciół. Już miałam tak zrobić, jak zawsze, gdy nagle coś mnie podkusiło, by jednak zostać przy tym temacie.
- Ty też jesteś moją jedyną przyjaciółką. Wszystko przez tą babę, która wymyśliła tą głupią “przepowiednię”. Jak wszyscy mogli w to tak łatwo uwierzyć?
- Nie uwierzyli. Dopiero, gdy ja się urodziłam, to zaczęli wierzyć. Przez te wszystkie lata zapomnieli o tej kobiecie. Do momentu, kiedy ja przyszłam na świat i nadano mi imię Lilith. Wtedy sobie przypomnieli. Chcieli zmienić mi imię, ale w naszym świecie imię można nadać tylko raz, bez możliwości zmiany.
To prawda. Osoba z każdego gatunku może zmienić imię, gdy staje się pełnoletnia, ale potem już nie ma tej możliwości.
Mam wrażenie, że Lilith zawsze obwiniała siebie o to, że nikt nie chce się ze mną zadawać. Z nami. Nie mam do niej o nic żalu. Przecież to nie jej wina. Tak właściwie, to moja. Sukuby pamiętają wszystko od chwili narodzin. Pamiętam, że jak ona przyszła na świat, to czekałam z moimi rodzicami w poczekalni. Nasi rodzice się przyjaźnili. Do czasu, aż sobie przypomnieli o “przepowiedni”. W każdym razie, jej rodzice nie mieli pomysłu na imię. Pierwsze, co mi przyszło wtedy do głowy, było “Lilith”. Im się spodobało, tak podali położnej, a po chwili wszystkim się przypomniało i już nie szło tego odkręcić.
Lilith jest bardzo zdolna i potrafi blokować swój umysł, żebym nie czytała jej myśli, ale czasami o tym zapomina. Albo po prostu nie umie powiedzieć swoich myśli wprost… Ech, sama już nie wiem. Pomimo tego, że znamy się całe życie i w ogóle, wciąż pozostaje dla mnie nie do odczytania. Przynajmniej częściowo. Wiem, kiedy jest wściekła, zmęczona czy szczęśliwa, chociaż ma wtedy praktycznie ten sam wyraz twarzy i zimny jak lód głos. Wiem również, czego chce i o czym myśli. A przynajmniej wtedy, kiedy nie blokuje swoich myśli.
Jednakże czasami udaje mi się odczytać jej myśli, tak jak na przykład teraz:
- To wszystko moja wina. Gdybym się nie urodziła, to wszystko nie miałoby miejsca. Rodzice by się mnie nie pozbyli… Luna też byłaby mile widziana w domu. A teraz, to musimy mieszkać razem. Same. Bez nikogo… Pozostały nam tylko te cholerne ludzkie pionki, które możemy wymieniać tylko raz na miesiąc. Niech by to wszystko szlag trafił! Kiedyś to wszystko się skończy… Ta ludzka sielanka. Skończy się życie w spokoju. Wybuchnie wojna. Wszystkie gatunki wezmą w niej udział, już ja się o to postaram. Ludzie dowiedzą się, jak miło jest wieść nasz żywot. Jeśli ktokolwiek w ogóle przeżyje. O to też się postaram. Nie ma opcji, żebym odpuściła zemsty. Nigdy.
- Lilith! - wybuchłam, jednak szybko ściszyłam głos przypominając sobie o Johnie - Jak możesz myśleć o takich rzeczach?! Myślisz, że wojna tak łatwo i szybko wybuchnie?! A nawet jeśli, to masz świadomość tego, że możesz zginąć, prawda?! A co do sprawy Twoich narodzin, to ja jestem temu wszystkiemu winna. Przecież to ja wybrałam dla Ciebie imię.
- Czemu jesteś tak bardzo przeciw? Nie chcesz zemsty? - ignorując moje 2 ostatnie zdania spojrzała mi prosto w oczy. Próbowała użyć uroku. Na mnie to jednak nie podziałało, bo szybko “włączyłam” blokadę. Długo by tłumaczyć…
- Oczywiście, że chcę - odpowiedziałam, nie przestając patrzeć jej w oczy - Nie mam jednak zamiaru patrzeć, jak umierasz. Jak umiera ktokolwiek z jakiegokolwiek gatunku - zrobiłam pauzę i chwilę się zastanowiłam - No dobra, może sukubów mi nie żal, prócz Ciebie oczywiście, ale wampiry, wilkołaki, czarownicy i anioły nic nam nie zrobili.
- Anioły?! Oni jak słyszą słowo “krew”, to już mają odruchy wymiotne. W życiu nie stanęliby do walki, więc nie ma nawet potrzeby wspominania im o tym. Co się tak przejmujesz? Sama twierdzisz, że należałoby zacząć coś zmieniać. Wyjść do ludzi i przekonać ich, że nie jesteśmy groźni.
- Bo to prawda, powinnyśmy coś zrobić, żeby ludzie inaczej nas postrzegali.
- To nigdy się nie zmieni. Nigdy nie przestaniemy grać w tym okrutnym świecie roli “tych złych”.
- Nigdy nie mów nigdy, Lilith. Nie możesz być tak pesymistycznie nastawiona do wszystkiego, co Cię otacza.
- A ty musisz przestać być niepoprawną optymistką! - od tonu jej głosu aż mnie ciarki przeszły. Nigdy jeszcze nie był tak zimny i dobitny. Udawałam jednak, że tego nie zauważyłam.
- Ja po prostu jestem realistką. Owszem, szczerze wątpię, że kiedykolwiek ludzie przestaną się nas bać, ale warto mieć nadzieję. Nadzieja umiera ostatnia, jak to się mówi.
- Nadzieja matką głupich. Tak się mówi.
- A więc teraz jestem dla Ciebie idiotką?
- Tylko mówię, że nie należy mieć na nic zbyt wielkiej nadziei. Przez nadzieję można stracić bardzo wiele.
- Mówisz tak, jakbyś coś już przez nią straciła - zdziwiłam się. Lilith cholernie rzadko się otwiera i praktycznie nigdy nie mówi o przeszłości.
- Bo straciłam. Wszystkich - każda normalna osoba w takiej sytuacji pewnie by się chociaż trochę wzruszyła czy coś, ale ona ostatni raz płakała jak miała 5 lat. Później nawet jej się nie zebrało na płacz
- Masz przecież mnie - stwierdziłam niepewnie, nie wiedząc co powiedzieć
- Wiem. Mam tylko Ciebie.
- Lilith, mogę zadać jedno pytanie?
- Właśnie to zrobiłaś.
- Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem. Pytaj. Nie obiecuję, że odpowiem.
- Znam Cię tyle lat i w ogóle…
- Przejdź do meritum i zadaj pytanie - przerwała mi wiedząc, że szykował się długi wstęp, jak to u mnie bywa.
- Czy ty kiedykolwiek się wzruszasz i czy straciłaś kogoś poza rodziną? - spytałam niepewnie wypowiadając drugą część pytania.
- Nie i nie.
- Aha. Dobrze wiedzieć… Ale przecież Twoja rodzina żyje.
- Ech… - zrobiła tak zwany facepalm - Czasami powalasz mnie swoją mądrością. Chodzi mi o to, że miałam nadzieję, że jak będę się świetnie uczyć i w ogóle będę wszystko umieć, to zaczną mnie inaczej postrzegać. Lepiej. Miałam nadzieję, że chociaż na chwilę odrzucą przepowiednię w niepamięć i powiedzą coś w stylu “Lilith, masz takie świetne oceny. Tak dobrze idzie Ci nauka. Tak wiele umiesz jak na Twój wiek. Jesteś kochana”. Oni powiedzieli tylko “Za jakie grzechy Bóg nas pokarał taką córką?! Nie dość, że nas zhańbi, to jeszcze teraz wszystkie dzieci w szkole się z niej wyśmiewają, bo wszystko wie najlepiej! Zejdź nam z oczu Lilith! Nie chce nam się na Ciebie patrzeć!”. Byłam dla nich zbyt dobra. Ogarniesz? Znienawidzili mnie jeszcze bardziej przez to, że byłam mądra. Gdybym była głupia byłoby to samo. Gdybym była przeciętna również by się wkurzyli, bo niczym bym się nie wyróżniała. Tak źle i tak nie dobrze.
- Lilith… - nie wiedziałam co powiedzieć. Owszem, wiedziałam, że rodzice jej nienawidzili i szybko się jej pozbyli, tak jak moi mnie zresztą, ale nigdy nie znałam szczegółów
- Wtedy ostatni raz płakałam. Miałam 5 lat. 7 lat później zamieszkałyśmy razem.
- Tak, pamiętam… Lilith, czuję, że jesteś smutna - przytuliłam ją. Zazwyczaj wyplątywała się z moich uścisków, ale tym razem mocno do mnie przylgnęła - Dla mnie zawsze będziesz najlepsza. Bez względu na wszystko - wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Lilith wybuchła płaczem - Cii, płacz, płacz. Wypłacz się. Dobrze Ci to zrobi, naprawdę.
Siedziałyśmy tak na ziemi, wtulone w siebie. Lilith płakała, a ja cierpliwie czekałam, aż skończy. Gdy zauważyłam, że przestała płakać, zdałam sobie sprawę, że usnęła. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam do łóżka. Ważyła tyle co nic. Prawdziwe piórko. Ktoś mógłby stwierdzić, że nic nie je, ale je naprawdę dużo. Ma bardzo pojemny żołądek, a jest lekka i szczupła. Chyba każda dziewczyna chciałaby mieć taki metabolizm.
Poszłam jeszcze do kuchni i nalałam sobie szklanki mleka. Podobno mleko pomaga zasnąć, a mnie się teraz naprawdę nie chce spać. I pomyśleć, że po 13 latach Lilith się rozkleiła. Jak szłam do sypialni, to przy okazji wstąpiłam do łazienki. W sumie sama nie wiem po co. Spojrzałam w lustro
Muszę coś zrobić z tymi włosami, pomyślałam. Wydają się takie ciężkie i w ogóle… Wpadłam na pewien pomysł. Porozmawiam o nim jutro z Lilith. Z łazienki poszłam prosto do łóżka i zapadłam w głęboki sen, nastawiając wcześniej budzik na 9:00.
W pierwszym momencie nie wiedziałam, co się dzieje. Po chwili jednak zorientowałam się, że piosenka Michaela Jacksona “They Don‘t Really Care About Us” dobiega z budzika. Wyciągnęłam rękę i próbowałam wyłączyć budzik za pomocą guzika, ale jako, że coś się chyba zacięło, to wzięłam go i rzuciłam nim o ścianę. Momentalnie nastała cisza i chciałam iść dalej spać, kiedy uświadomiłam sobie, co dzisiaj jest. Sobota, 12 października 2013, pogrzeb wampira.
- Dzień dobry, moja piękna - powiedział John, który również się już obudził i pocałował mnie w usta.
- Nie wiem czy taki dobry. Cały wieczór będzie utrzymany w sztywnej atmosferze, a na dodatek mam jeszcze udawać, że obchodzi mnie to, że jakiś wampir zaginął rok temu i uznali go za martwego, chociaż nigdzie nie znaleziono ciała ani nic - usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się.
- Nie przejmuj się tym tak, na pewno nie będzie aż tak źle. W końcu, wy tam będziecie, więc musi być świetnie, mam rację? - mówiąc to szturchał Lilith, próbując ją obudzić, ale ona nie reagowała.
- O tej godzinie w życiu nie wstanie jak będziesz ją tak poszturchiwać. Na razie ją zostaw. Możesz iść robić śniadanie czy coś, a ja idę wziąć długą i odprężającą kąpiel.
- Jak sobie życzysz. Pójdę pobiegać, potem wezmę prysznic w drugiej łazience i zrobię nam śniadanie - wstał i poszedł się przebrać. Udało mi się jeszcze przeczytać jego myśli zanim zniknął z mojego zasięgu - Matko, jakie ja mam szczęście. Dlaczego Ci wszyscy debile chcieli od nich uciec? Przecież to istny raj na ziemi. Dwie zajebiste dziewczyny, darmowe jedzenie i w ogóle, a na dodatek piękny dom na Hawajach z widokiem na plażę oraz czystą, piękną i błękitną wodę. Można chcieć czegoś więcej? Owszem. Zostania z nimi na zawsze. Niestety znam swoje miejsce i rolę, jaką odgrywam w tym świecie. Muszę tylko wykonać zadanie, a potem wrócę do domu, cały i zdrowy, poszkodowany lub martwy… - w tym momencie zniknął z mojego zasięgu.
On naprawdę jest inny. Od tygodnia nie jest pod wpływem uroku, a jednak wciąż tu jest. Niczego nie próbuje, żeby uciec albo żeby nas zabić. Nawet w myślach. Ech, a myślałam, że mężczyźni są łatwi do zrozumienia.
Wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Załatwiłam potrzebę i zaczęłam napuszczać wody do wanny. Gdy sobie beztrosko leżałam w ciepłej wodzie stwierdziłam, że doleję sobie olejku o zapachu róży. Lubiłam róże.
Po nie mam bladego pojęcia jak długim czasie wyszłam z wody, owinęłam się w ręcznik i zaczęłam rozczesywać moje długie czerwone włosy. Jak zwykle miałam mnóstwo kołtunów i na pozbycie się wszystkich zeszło mi pewnie z jakieś 15 minut. Założyłam krótki, przewiewny szlafrok

i z wciąż mokrymi włosami poszłam do sypialni, by obudzić Lilith.
Sprawdziłam godzinę na komórce, była 10:00. Cała godzina zeszła mi w łazience. Nachyliłam się nad przyjaciółką i zaczęłam wykręcać wodę z moich włosów na nią.
- Luna, znowu?! - wykrzyknęła budząc się i spadając gwałtownie z łóżka.
- Nie moja wina, że nie można Cię inaczej obudzić, a już zwłaszcza tak wcześnie.
- A właśnie, która godzina?
- 10:00. Wstawaj i chodź do łazienki, musisz mi z czymś pomóc.
- W łazience? Z czym?
- Chodź, to się dowiesz.
Poszłam do łazienki, wzięłam do ręki nożyczki i stanęłam za drzwiami. Lilith mnie
nie zauważyła, kiedy weszła. Popchnęłam lekko drzwi i poczekałam, aż zamkną się z cichym trzaskiem. Uniosłam nożyczki na wysokość piersi i przybrałam poważną minę. Lilith dziwnie się na mnie popatrzała.
- A ty co, hawajski Kuba Rozpruwacz? Zarżniesz mnie we własnej łazience i rzucisz na Johna urok każąc mu pozbyć się mojego ciała? - spytała. Stałyśmy tak, patrząc sobie w oczy, ale po chwili obydwie wybuchłyśmy śmiechem - Siadaj, zaraz zajmę się Twoimi włosami. Co chcesz z nimi tym razem zrobić?
- Ściąć, bez farbowania.
- Dobra, na jaką długość?
- Jakoś tak do ramion… Po prostu żeby nie były takie ciężkie i oklapłe. Obetnij jak chcesz, ufam Ci. Zawsze dobrze mnie obcinasz - uśmiechnęłam się.
- Okej, to zaczynamy - odwzajemniła uśmiech.
Podczas, gdy mnie obcinała, zauważyłam, że ma smutną minę. Bawienie się włosami zawsze sprawiało jej wiele radości, nawet sama sobie obcina włosy i naprawdę świetnie jej to wychodzi.
- Lilith, co Ci jest? Czemu masz taką minę? - zapytałam zmartwiona.
- Nic mi nie jest… Po prostu wczoraj poszłam do biblioteki. Jest tam dział, w którym są książki z ludzkiego świata, które opisują każdy gatunek według nich, pamiętasz?
- No pamiętam, a co?
- Znalazłam okropne historie i obrazy na nasz temat. Wiedziałam, że źle o nas myślą, ale żeby aż tak?
- Po coś tam polazła, skoro i tak wiemy, co o nas myślą?
- Byłam ciekawa, co dokładnie o nas sądzą. Nawet wypożyczyłam jedną książkę, w której wszystko było najokropniej opisane i przedstawione. Podobno jakiś sławny ludzki pisarz ją napisał.
- Chcesz, żebym ją sobie poczytała przed spaniem, żeby mi się jeszcze większe pierdoły niż zazwyczaj śniły?
- Nie, miałam zamiar pokazać Ci ją po śniadaniu.
- W sumie i tak nie mamy nic lepszego do roboty…
Po 25 minutach miałam już wysuszone i pięknie obcięte włosy. Nie mogłam oderwać od siebie wzroku w lustrze. To chyba najlepsza fryzura, jaką do tej pory miałam.
- Śniadanie gotowe! - usłyszałyśmy głos Johna dobiegający z kuchni.
- Ach, miło jest mieć kogoś, kto umie gotować - stwierdziła Lilith.
- Przecież my też umiemy - zdziwiłam się.
- Ale nie tak jak on, sama przyznaj.
- No, to fakt - przyznałam szczerze.
Kiedy wyczułam cudowny zapach dobiegający z kuchni aż mi zaburczało w brzuchu. Gdy dotarłyśmy do jadalni, stół był już zastawiony, a John kładł na nim talerze z pysznie wyglądającym daniem.
- Co to? - zapytałam siadając. Byłam cholernie ciekawa, a do tego bardzo głodna
- Banan zapiekany w cieście z lodami śmietankowymi (ode mnie: to jest pyszne! Miałam kiedyś przyjemność jedzenia tego dania i było boskie ^_^). Przy okazji, świetnie Ci w nowej fryzurze.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się zadowolona, że chociaż jeden facet na świecie potrafi dostrzec zmianę w wyglądzie kobiety.
- Brzmi rewelacyjnie - wcięła się Lilith - Przy okazji, to ja ją obcinałam.
- Masz wielki talent - powiedział szczerze. Skąd to wiem? Przecież potrafię czytać w myślach.
- No wiem - przyznała nieskromnie Azjatka.
- Co za skromność - stwierdziłam.
- No przecież - odpowiedziała.
Śniadanie było… Krótko mówiąc… Wyśmienite. Szkoda, że za 2 tygodnie te pyszne darmowe posiłki się skończą. John pozmywał naczynia, a potem poszedł surfować przy domu. To był idealny moment, by Lilith pokazała mi tę książkę. Nie ma potrzeby mówić o niej naszemu “niewolnikowi”, w końcu jest człowiekiem. Brunetka poszła do pokoju i wróciła z nowo wyglądającą książką. Zaczęłam ją przeglądać. Na każdej stronie były coraz to straszniejsze obrazy i opisy

Było tam tego znacznie więcej, ale 3 obrazki i opisy mi wystarczyły.
- To okropne! - wykrzyknęłam wkurzona i załamana jednocześnie.
- Wiem, ale nic na to nie poradzisz. Dzisiaj w drodze na pogrzeb oddam ją z powrotem do biblioteki. Nie mam zamiaru trzymać jej przy sobie - oświadczyła z odrazą i poszła schować książkę. Kiedy wróciła, powiedziała jeszcze tylko - Ludzie wprost uwielbiają nas niszczyć.
Nic na to nie odpowiedziałam i zajęłyśmy się przygotowywaniem do pogrzebu. Ja zrobiłam nam makijaż, a razem wybrałyśmy sobie ciuchy. Ja ubrałam się w sukienkę, żakiecik, buty na koturnie i obcasie oraz jakieś tam dodatki,
Lilith natomiast nie obchodzi ani trochę zasada, że na pogrzebie należy ubierać się w miarę skromnie…

Przy okazji wybrałyśmy sobie już sukienki na jutrzejsze urodziny. Ta z czarną górą jest moja, a ta druga Lilith.

John został w domu, a my poleciałyśmy na pogrzeb, wstępując wcześniej do biblioteki, by oddać tą ohydną książkę.
Gdy byłyśmy na miejscu, pałac roztaczał wokół siebie mroczną atmosferę, ale mnie się to bardzo spodobało. Czułam w kościach, że coś się stanie. Nie wiedziałam jedynie co. Wystarczyło poczekać parę godzin, nim to wszystko się zacznie…
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie udało mi się skończyć ten rozdział i dodać go na bloga!!! <<skacze z radości pod sufit ^_^ >> I co o tym sądzicie? Cholernie trudno mi było zacząć, ale potem poszło już gładko… W pewnym sensie. To ile ja pisałam ten rozdział…? Ech, nie chcę wiedzieć. Brak weny jest do dupy -.- Życzę Wam, żebyście nigdy, przenigdy, nie doświadczyli braku weny. Za parę dni być może pojawi się 7 rozdział... Nagłówek będzie zielony, czyli narratorem będzie Damien. W bohaterach zmieniłam zdjęcie Karou i Selene. Znowu ^^ Karou jest teraz Ashley Benson, a Selene wciąż jest Lucy Hale, tylko lepsze zdjęcie. Tym razem to już ostateczna wersja! :D A w ogóle, niedawno wróciłam z zielonej szkoły. Było fajnie, chociaż niektórych rzeczy wolałabym nie pamiętać… No, ale pomijając te co poniektóre zdarzenia, to było naprawdę nieźle. No, może mam już dość pewnych ludzi… W każdym razie, było dobrze ~_~ Do zobaczenia
+Selene+
Oczywiście nie jest tylko mój. Lilith również z niego korzysta. Zawsze dzielimy się zdobyczami.
Gdy skończyłyśmy tańczyć zaprowadziłyśmy go do sypialni. Poszedł oczywiście bardzo ochoczo. Dzisiaj jednak pominęliśmy grę wstępną, bo jutro musiałyśmy wcześnie wstać z powodu tego zasranego pogrzebu.
Prawo pozwala sukubom na zmienianie ludzkiego niewolnika co miesiąc. Jak już nam się znudzą, to Lilith lub ja zazwyczaj pozbywamy się ich w brutalny sposób. Zależy, czy był nam posłuszny, czy też nie. Jeśli był, to po prostu go wypuszczamy do ludzkiego świata, ówcześnie wymazując wszystkie wspomnienia z nami związane. Jeżeli nie był, to wznosimy się z nim w powietrze za pomocą naszych skrzydeł i go puszczamy. Jak przeżyje, to wymazujemy mu pamięć i wstawiamy wspomnienie jakiegoś wypadku, bo nigdy nie odchodzą stąd bez obrażeń oraz wypuszczamy, a jak nie, to trudno. John jest z nami już 2 tygodnie.
Możecie sobie myśleć, że jesteśmy nieczułe, bez serca i w ogóle, ale wszystko zależy od tego, jaką się ma rodzinę i jak wychowują Cię rodzice.
Żyłam w rodzinie, która nienawidziła ludzi, w sumie jak prawie każda rodzina sukubów zresztą. Ludzie potrzebni nam są tylko do rozmnażania się. Sukubami zawsze rodzili się mężczyźni, ale 2 razy na 50 lat kobieta. W rodzinach Lilith i mojej nasi rodzice byli sukubami oboje.
Wszyscy wokół starają się trzymać od nas z daleka. Czemu? Bo wierzą w jakieś popieprzone zabobony i przepowiednie.
Kiedyś jakaś kobieta sukub mająca "dar" przepowiadania przyszłości stwierdziła, że gdy po 20 latach od ostatnich narodzin kobiety znowu urodzi się dziewczynka nazwana po księżycu, 2 lata po niej znów na świat przyjdzie dziewczynka z imieniem zaczynającym się na tą samą literę. Kiedy pierwsza osiągnie 20 lat, przyniesie sukubom wstyd i zhańbi swój gatunek, nakłaniając do tego samego drugą. Nie wierzę w takie pierdoły, ale jak widać miała jakiś "dar", bo się to sprawdziło. Prawie. Kilka miesięcy temu skończyłam 20 lat i co? Nie przyniosłam nikomu wstydu ani nie zhańbiłam sukubów. Morał jest taki, że nie należy wierzyć w te zabobony. Magia nie istnieje. No, poza równoległymi światami, istotami nadnaturalnymi, rzucaniem uroków przez sukubów, czarowaniem czarowników i życiem wiecznym. Nie wierzę po prostu w "dar" przewidywania przyszłości. Nikt nie wie dokładnie, co nas czeka w przyszłości. Można tylko spekulować, bo to, co się kiedyś wydarzy zależy tylko od naszych decyzji w życiu.
- Luna, śpisz? - usłyszałam szept Lilith
- Nie. Nie umiem usnąć - odpowiedziałam również szeptem
- Chodź na dwór, przynajmniej nie będziemy musiały szeptać
Najdelikatniej jak się dało wyszłyśmy z łóżka, żeby nie obudzić Johna. Gdy w końcu znalazłyśmy się na dworze odetchnęłyśmy z ulgą
- Nienawidzę usługiwać ich zachciankom. Chętnie bym się go już pozbyła. Znudził mi się - stwierdziła Lilith
- Mnie też - poparłam - Ale jedna rzecz mnie w nim ciekawi
- Niby jaka? - zdziwiła się
- Że chce tu być
- Jest przecież zaczarowany
- Od tygodnia nie. Gdy zdejmowałyśmy urok z innych, od razu próbowali uciec, pomimo tego, że wciąż ich pociągałyśmy. Walczyli z chęcią zostania, ale woleli uciec, bo wierzą w te swoje mity. Czasami wolałabym nie móc czytać w myślach…
- Ludzie wymyślili okropne historie. Każdy gatunek uważany jest za odrażający i zabijający każdego, kogo napotka - powiedziała jakby ignorując moje ostatnie zdanie
- A on tu jest. Z własnej woli…
- To rzeczywiście dziwne… - zamyśliła się Lilith
- Może on jest inny? Może on nie wierzy w te wszystkie bzdury? Może jest więcej takich jak on?
- Za dużo byś chciała, Luna - odezwała się jak zawsze lodowatym tonem głosu
- To w takim razie po co by tu zostawał?
- Może jest po prostu ciekawy?
- Wszyscy są ciekawi, dobrze o tym wiesz. On po prostu nie wierzy w te historie.
- A może wierzy, tylko jest zbyt przerażony, by uciekać?
- Każdy z nich jest przerażony. Wszystko przez to, że tysiące lat temu ludzie wymyśli na nasz temat jakieś okropne historyjki.
- Nie tylko na nasz temat. Inne gatunki również nie są zbyt dobrze postrzegane. A wszyscy przecież wiemy, że nikt z nas nie jest żądną krwi bestią, która zabija lub wykorzystuje każdego, kogo napotka na swojej drodze.
- Mów za siebie… - mruknęła
- Tak, tak, wiem, że ty bez ogródek pozbywasz się kogokolwiek - zaśmiałyśmy się. Nawet, gdy Lilith się śmieje, pozostaje zimna jak lód. I piękna. Ta azjatycka uroda… Azjato, będziesz kiedyś mój! A wracając do rzeczywistości… - Mnie się chyba jednak nie pozbędziesz, co?
- No co ty. Jesteś moją przyjaciółką. Najlepszą i jedyną - ostatnie słowo wypowiedziała zbyt dobitnie, dając do zrozumienia, że czas zakończyć temat przyjaciół. Już miałam tak zrobić, jak zawsze, gdy nagle coś mnie podkusiło, by jednak zostać przy tym temacie.
- Ty też jesteś moją jedyną przyjaciółką. Wszystko przez tą babę, która wymyśliła tą głupią “przepowiednię”. Jak wszyscy mogli w to tak łatwo uwierzyć?
- Nie uwierzyli. Dopiero, gdy ja się urodziłam, to zaczęli wierzyć. Przez te wszystkie lata zapomnieli o tej kobiecie. Do momentu, kiedy ja przyszłam na świat i nadano mi imię Lilith. Wtedy sobie przypomnieli. Chcieli zmienić mi imię, ale w naszym świecie imię można nadać tylko raz, bez możliwości zmiany.
To prawda. Osoba z każdego gatunku może zmienić imię, gdy staje się pełnoletnia, ale potem już nie ma tej możliwości.
Mam wrażenie, że Lilith zawsze obwiniała siebie o to, że nikt nie chce się ze mną zadawać. Z nami. Nie mam do niej o nic żalu. Przecież to nie jej wina. Tak właściwie, to moja. Sukuby pamiętają wszystko od chwili narodzin. Pamiętam, że jak ona przyszła na świat, to czekałam z moimi rodzicami w poczekalni. Nasi rodzice się przyjaźnili. Do czasu, aż sobie przypomnieli o “przepowiedni”. W każdym razie, jej rodzice nie mieli pomysłu na imię. Pierwsze, co mi przyszło wtedy do głowy, było “Lilith”. Im się spodobało, tak podali położnej, a po chwili wszystkim się przypomniało i już nie szło tego odkręcić.
Lilith jest bardzo zdolna i potrafi blokować swój umysł, żebym nie czytała jej myśli, ale czasami o tym zapomina. Albo po prostu nie umie powiedzieć swoich myśli wprost… Ech, sama już nie wiem. Pomimo tego, że znamy się całe życie i w ogóle, wciąż pozostaje dla mnie nie do odczytania. Przynajmniej częściowo. Wiem, kiedy jest wściekła, zmęczona czy szczęśliwa, chociaż ma wtedy praktycznie ten sam wyraz twarzy i zimny jak lód głos. Wiem również, czego chce i o czym myśli. A przynajmniej wtedy, kiedy nie blokuje swoich myśli.
Jednakże czasami udaje mi się odczytać jej myśli, tak jak na przykład teraz:
- To wszystko moja wina. Gdybym się nie urodziła, to wszystko nie miałoby miejsca. Rodzice by się mnie nie pozbyli… Luna też byłaby mile widziana w domu. A teraz, to musimy mieszkać razem. Same. Bez nikogo… Pozostały nam tylko te cholerne ludzkie pionki, które możemy wymieniać tylko raz na miesiąc. Niech by to wszystko szlag trafił! Kiedyś to wszystko się skończy… Ta ludzka sielanka. Skończy się życie w spokoju. Wybuchnie wojna. Wszystkie gatunki wezmą w niej udział, już ja się o to postaram. Ludzie dowiedzą się, jak miło jest wieść nasz żywot. Jeśli ktokolwiek w ogóle przeżyje. O to też się postaram. Nie ma opcji, żebym odpuściła zemsty. Nigdy.
- Lilith! - wybuchłam, jednak szybko ściszyłam głos przypominając sobie o Johnie - Jak możesz myśleć o takich rzeczach?! Myślisz, że wojna tak łatwo i szybko wybuchnie?! A nawet jeśli, to masz świadomość tego, że możesz zginąć, prawda?! A co do sprawy Twoich narodzin, to ja jestem temu wszystkiemu winna. Przecież to ja wybrałam dla Ciebie imię.
- Czemu jesteś tak bardzo przeciw? Nie chcesz zemsty? - ignorując moje 2 ostatnie zdania spojrzała mi prosto w oczy. Próbowała użyć uroku. Na mnie to jednak nie podziałało, bo szybko “włączyłam” blokadę. Długo by tłumaczyć…
- Oczywiście, że chcę - odpowiedziałam, nie przestając patrzeć jej w oczy - Nie mam jednak zamiaru patrzeć, jak umierasz. Jak umiera ktokolwiek z jakiegokolwiek gatunku - zrobiłam pauzę i chwilę się zastanowiłam - No dobra, może sukubów mi nie żal, prócz Ciebie oczywiście, ale wampiry, wilkołaki, czarownicy i anioły nic nam nie zrobili.
- Anioły?! Oni jak słyszą słowo “krew”, to już mają odruchy wymiotne. W życiu nie stanęliby do walki, więc nie ma nawet potrzeby wspominania im o tym. Co się tak przejmujesz? Sama twierdzisz, że należałoby zacząć coś zmieniać. Wyjść do ludzi i przekonać ich, że nie jesteśmy groźni.
- Bo to prawda, powinnyśmy coś zrobić, żeby ludzie inaczej nas postrzegali.
- To nigdy się nie zmieni. Nigdy nie przestaniemy grać w tym okrutnym świecie roli “tych złych”.
- Nigdy nie mów nigdy, Lilith. Nie możesz być tak pesymistycznie nastawiona do wszystkiego, co Cię otacza.
- A ty musisz przestać być niepoprawną optymistką! - od tonu jej głosu aż mnie ciarki przeszły. Nigdy jeszcze nie był tak zimny i dobitny. Udawałam jednak, że tego nie zauważyłam.
- Ja po prostu jestem realistką. Owszem, szczerze wątpię, że kiedykolwiek ludzie przestaną się nas bać, ale warto mieć nadzieję. Nadzieja umiera ostatnia, jak to się mówi.
- Nadzieja matką głupich. Tak się mówi.
- A więc teraz jestem dla Ciebie idiotką?
- Tylko mówię, że nie należy mieć na nic zbyt wielkiej nadziei. Przez nadzieję można stracić bardzo wiele.
- Mówisz tak, jakbyś coś już przez nią straciła - zdziwiłam się. Lilith cholernie rzadko się otwiera i praktycznie nigdy nie mówi o przeszłości.
- Bo straciłam. Wszystkich - każda normalna osoba w takiej sytuacji pewnie by się chociaż trochę wzruszyła czy coś, ale ona ostatni raz płakała jak miała 5 lat. Później nawet jej się nie zebrało na płacz
- Masz przecież mnie - stwierdziłam niepewnie, nie wiedząc co powiedzieć
- Wiem. Mam tylko Ciebie.
- Lilith, mogę zadać jedno pytanie?
- Właśnie to zrobiłaś.
- Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem. Pytaj. Nie obiecuję, że odpowiem.
- Znam Cię tyle lat i w ogóle…
- Przejdź do meritum i zadaj pytanie - przerwała mi wiedząc, że szykował się długi wstęp, jak to u mnie bywa.
- Czy ty kiedykolwiek się wzruszasz i czy straciłaś kogoś poza rodziną? - spytałam niepewnie wypowiadając drugą część pytania.
- Nie i nie.
- Aha. Dobrze wiedzieć… Ale przecież Twoja rodzina żyje.
- Ech… - zrobiła tak zwany facepalm - Czasami powalasz mnie swoją mądrością. Chodzi mi o to, że miałam nadzieję, że jak będę się świetnie uczyć i w ogóle będę wszystko umieć, to zaczną mnie inaczej postrzegać. Lepiej. Miałam nadzieję, że chociaż na chwilę odrzucą przepowiednię w niepamięć i powiedzą coś w stylu “Lilith, masz takie świetne oceny. Tak dobrze idzie Ci nauka. Tak wiele umiesz jak na Twój wiek. Jesteś kochana”. Oni powiedzieli tylko “Za jakie grzechy Bóg nas pokarał taką córką?! Nie dość, że nas zhańbi, to jeszcze teraz wszystkie dzieci w szkole się z niej wyśmiewają, bo wszystko wie najlepiej! Zejdź nam z oczu Lilith! Nie chce nam się na Ciebie patrzeć!”. Byłam dla nich zbyt dobra. Ogarniesz? Znienawidzili mnie jeszcze bardziej przez to, że byłam mądra. Gdybym była głupia byłoby to samo. Gdybym była przeciętna również by się wkurzyli, bo niczym bym się nie wyróżniała. Tak źle i tak nie dobrze.
- Lilith… - nie wiedziałam co powiedzieć. Owszem, wiedziałam, że rodzice jej nienawidzili i szybko się jej pozbyli, tak jak moi mnie zresztą, ale nigdy nie znałam szczegółów
- Wtedy ostatni raz płakałam. Miałam 5 lat. 7 lat później zamieszkałyśmy razem.
- Tak, pamiętam… Lilith, czuję, że jesteś smutna - przytuliłam ją. Zazwyczaj wyplątywała się z moich uścisków, ale tym razem mocno do mnie przylgnęła - Dla mnie zawsze będziesz najlepsza. Bez względu na wszystko - wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Lilith wybuchła płaczem - Cii, płacz, płacz. Wypłacz się. Dobrze Ci to zrobi, naprawdę.
Siedziałyśmy tak na ziemi, wtulone w siebie. Lilith płakała, a ja cierpliwie czekałam, aż skończy. Gdy zauważyłam, że przestała płakać, zdałam sobie sprawę, że usnęła. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam do łóżka. Ważyła tyle co nic. Prawdziwe piórko. Ktoś mógłby stwierdzić, że nic nie je, ale je naprawdę dużo. Ma bardzo pojemny żołądek, a jest lekka i szczupła. Chyba każda dziewczyna chciałaby mieć taki metabolizm.
Poszłam jeszcze do kuchni i nalałam sobie szklanki mleka. Podobno mleko pomaga zasnąć, a mnie się teraz naprawdę nie chce spać. I pomyśleć, że po 13 latach Lilith się rozkleiła. Jak szłam do sypialni, to przy okazji wstąpiłam do łazienki. W sumie sama nie wiem po co. Spojrzałam w lustro
Muszę coś zrobić z tymi włosami, pomyślałam. Wydają się takie ciężkie i w ogóle… Wpadłam na pewien pomysł. Porozmawiam o nim jutro z Lilith. Z łazienki poszłam prosto do łóżka i zapadłam w głęboki sen, nastawiając wcześniej budzik na 9:00.
*9:00*
W pierwszym momencie nie wiedziałam, co się dzieje. Po chwili jednak zorientowałam się, że piosenka Michaela Jacksona “They Don‘t Really Care About Us” dobiega z budzika. Wyciągnęłam rękę i próbowałam wyłączyć budzik za pomocą guzika, ale jako, że coś się chyba zacięło, to wzięłam go i rzuciłam nim o ścianę. Momentalnie nastała cisza i chciałam iść dalej spać, kiedy uświadomiłam sobie, co dzisiaj jest. Sobota, 12 października 2013, pogrzeb wampira.
- Dzień dobry, moja piękna - powiedział John, który również się już obudził i pocałował mnie w usta.
- Nie wiem czy taki dobry. Cały wieczór będzie utrzymany w sztywnej atmosferze, a na dodatek mam jeszcze udawać, że obchodzi mnie to, że jakiś wampir zaginął rok temu i uznali go za martwego, chociaż nigdzie nie znaleziono ciała ani nic - usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się.
- Nie przejmuj się tym tak, na pewno nie będzie aż tak źle. W końcu, wy tam będziecie, więc musi być świetnie, mam rację? - mówiąc to szturchał Lilith, próbując ją obudzić, ale ona nie reagowała.
- O tej godzinie w życiu nie wstanie jak będziesz ją tak poszturchiwać. Na razie ją zostaw. Możesz iść robić śniadanie czy coś, a ja idę wziąć długą i odprężającą kąpiel.
- Jak sobie życzysz. Pójdę pobiegać, potem wezmę prysznic w drugiej łazience i zrobię nam śniadanie - wstał i poszedł się przebrać. Udało mi się jeszcze przeczytać jego myśli zanim zniknął z mojego zasięgu - Matko, jakie ja mam szczęście. Dlaczego Ci wszyscy debile chcieli od nich uciec? Przecież to istny raj na ziemi. Dwie zajebiste dziewczyny, darmowe jedzenie i w ogóle, a na dodatek piękny dom na Hawajach z widokiem na plażę oraz czystą, piękną i błękitną wodę. Można chcieć czegoś więcej? Owszem. Zostania z nimi na zawsze. Niestety znam swoje miejsce i rolę, jaką odgrywam w tym świecie. Muszę tylko wykonać zadanie, a potem wrócę do domu, cały i zdrowy, poszkodowany lub martwy… - w tym momencie zniknął z mojego zasięgu.
On naprawdę jest inny. Od tygodnia nie jest pod wpływem uroku, a jednak wciąż tu jest. Niczego nie próbuje, żeby uciec albo żeby nas zabić. Nawet w myślach. Ech, a myślałam, że mężczyźni są łatwi do zrozumienia.
Wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Załatwiłam potrzebę i zaczęłam napuszczać wody do wanny. Gdy sobie beztrosko leżałam w ciepłej wodzie stwierdziłam, że doleję sobie olejku o zapachu róży. Lubiłam róże.
Po nie mam bladego pojęcia jak długim czasie wyszłam z wody, owinęłam się w ręcznik i zaczęłam rozczesywać moje długie czerwone włosy. Jak zwykle miałam mnóstwo kołtunów i na pozbycie się wszystkich zeszło mi pewnie z jakieś 15 minut. Założyłam krótki, przewiewny szlafrok

i z wciąż mokrymi włosami poszłam do sypialni, by obudzić Lilith.
Sprawdziłam godzinę na komórce, była 10:00. Cała godzina zeszła mi w łazience. Nachyliłam się nad przyjaciółką i zaczęłam wykręcać wodę z moich włosów na nią.
- Luna, znowu?! - wykrzyknęła budząc się i spadając gwałtownie z łóżka.
- Nie moja wina, że nie można Cię inaczej obudzić, a już zwłaszcza tak wcześnie.
- A właśnie, która godzina?
- 10:00. Wstawaj i chodź do łazienki, musisz mi z czymś pomóc.
- W łazience? Z czym?
- Chodź, to się dowiesz.
Poszłam do łazienki, wzięłam do ręki nożyczki i stanęłam za drzwiami. Lilith mnie
nie zauważyła, kiedy weszła. Popchnęłam lekko drzwi i poczekałam, aż zamkną się z cichym trzaskiem. Uniosłam nożyczki na wysokość piersi i przybrałam poważną minę. Lilith dziwnie się na mnie popatrzała.
- A ty co, hawajski Kuba Rozpruwacz? Zarżniesz mnie we własnej łazience i rzucisz na Johna urok każąc mu pozbyć się mojego ciała? - spytała. Stałyśmy tak, patrząc sobie w oczy, ale po chwili obydwie wybuchłyśmy śmiechem - Siadaj, zaraz zajmę się Twoimi włosami. Co chcesz z nimi tym razem zrobić?
- Ściąć, bez farbowania.
- Dobra, na jaką długość?
- Jakoś tak do ramion… Po prostu żeby nie były takie ciężkie i oklapłe. Obetnij jak chcesz, ufam Ci. Zawsze dobrze mnie obcinasz - uśmiechnęłam się.
- Okej, to zaczynamy - odwzajemniła uśmiech.
Podczas, gdy mnie obcinała, zauważyłam, że ma smutną minę. Bawienie się włosami zawsze sprawiało jej wiele radości, nawet sama sobie obcina włosy i naprawdę świetnie jej to wychodzi.
- Lilith, co Ci jest? Czemu masz taką minę? - zapytałam zmartwiona.
- Nic mi nie jest… Po prostu wczoraj poszłam do biblioteki. Jest tam dział, w którym są książki z ludzkiego świata, które opisują każdy gatunek według nich, pamiętasz?
- No pamiętam, a co?
- Znalazłam okropne historie i obrazy na nasz temat. Wiedziałam, że źle o nas myślą, ale żeby aż tak?
- Po coś tam polazła, skoro i tak wiemy, co o nas myślą?
- Byłam ciekawa, co dokładnie o nas sądzą. Nawet wypożyczyłam jedną książkę, w której wszystko było najokropniej opisane i przedstawione. Podobno jakiś sławny ludzki pisarz ją napisał.
- Chcesz, żebym ją sobie poczytała przed spaniem, żeby mi się jeszcze większe pierdoły niż zazwyczaj śniły?
- Nie, miałam zamiar pokazać Ci ją po śniadaniu.
- W sumie i tak nie mamy nic lepszego do roboty…
Po 25 minutach miałam już wysuszone i pięknie obcięte włosy. Nie mogłam oderwać od siebie wzroku w lustrze. To chyba najlepsza fryzura, jaką do tej pory miałam.
- Śniadanie gotowe! - usłyszałyśmy głos Johna dobiegający z kuchni.
- Ach, miło jest mieć kogoś, kto umie gotować - stwierdziła Lilith.
- Przecież my też umiemy - zdziwiłam się.
- Ale nie tak jak on, sama przyznaj.
- No, to fakt - przyznałam szczerze.
Kiedy wyczułam cudowny zapach dobiegający z kuchni aż mi zaburczało w brzuchu. Gdy dotarłyśmy do jadalni, stół był już zastawiony, a John kładł na nim talerze z pysznie wyglądającym daniem.
- Co to? - zapytałam siadając. Byłam cholernie ciekawa, a do tego bardzo głodna
- Banan zapiekany w cieście z lodami śmietankowymi (ode mnie: to jest pyszne! Miałam kiedyś przyjemność jedzenia tego dania i było boskie ^_^). Przy okazji, świetnie Ci w nowej fryzurze.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się zadowolona, że chociaż jeden facet na świecie potrafi dostrzec zmianę w wyglądzie kobiety.
- Brzmi rewelacyjnie - wcięła się Lilith - Przy okazji, to ja ją obcinałam.
- Masz wielki talent - powiedział szczerze. Skąd to wiem? Przecież potrafię czytać w myślach.
- No wiem - przyznała nieskromnie Azjatka.
- Co za skromność - stwierdziłam.
- No przecież - odpowiedziała.
Śniadanie było… Krótko mówiąc… Wyśmienite. Szkoda, że za 2 tygodnie te pyszne darmowe posiłki się skończą. John pozmywał naczynia, a potem poszedł surfować przy domu. To był idealny moment, by Lilith pokazała mi tę książkę. Nie ma potrzeby mówić o niej naszemu “niewolnikowi”, w końcu jest człowiekiem. Brunetka poszła do pokoju i wróciła z nowo wyglądającą książką. Zaczęłam ją przeglądać. Na każdej stronie były coraz to straszniejsze obrazy i opisy

Sukub próbuje przenieść duchownego na swoją stronę.

Sukub kąpie się w krwi swoich ofiar, przyjmując prawdziwą postać.

Sukub ujawniający swój prawdziwy wygląd po zniszczeniu świata.
Było tam tego znacznie więcej, ale 3 obrazki i opisy mi wystarczyły.
- To okropne! - wykrzyknęłam wkurzona i załamana jednocześnie.
- Wiem, ale nic na to nie poradzisz. Dzisiaj w drodze na pogrzeb oddam ją z powrotem do biblioteki. Nie mam zamiaru trzymać jej przy sobie - oświadczyła z odrazą i poszła schować książkę. Kiedy wróciła, powiedziała jeszcze tylko - Ludzie wprost uwielbiają nas niszczyć.
Nic na to nie odpowiedziałam i zajęłyśmy się przygotowywaniem do pogrzebu. Ja zrobiłam nam makijaż, a razem wybrałyśmy sobie ciuchy. Ja ubrałam się w sukienkę, żakiecik, buty na koturnie i obcasie oraz jakieś tam dodatki,
Lilith natomiast nie obchodzi ani trochę zasada, że na pogrzebie należy ubierać się w miarę skromnie…

Przy okazji wybrałyśmy sobie już sukienki na jutrzejsze urodziny. Ta z czarną górą jest moja, a ta druga Lilith.

John został w domu, a my poleciałyśmy na pogrzeb, wstępując wcześniej do biblioteki, by oddać tą ohydną książkę.
Gdy byłyśmy na miejscu, pałac roztaczał wokół siebie mroczną atmosferę, ale mnie się to bardzo spodobało. Czułam w kościach, że coś się stanie. Nie wiedziałam jedynie co. Wystarczyło poczekać parę godzin, nim to wszystko się zacznie…
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie udało mi się skończyć ten rozdział i dodać go na bloga!!! <<skacze z radości pod sufit ^_^ >> I co o tym sądzicie? Cholernie trudno mi było zacząć, ale potem poszło już gładko… W pewnym sensie. To ile ja pisałam ten rozdział…? Ech, nie chcę wiedzieć. Brak weny jest do dupy -.- Życzę Wam, żebyście nigdy, przenigdy, nie doświadczyli braku weny. Za parę dni być może pojawi się 7 rozdział... Nagłówek będzie zielony, czyli narratorem będzie Damien. W bohaterach zmieniłam zdjęcie Karou i Selene. Znowu ^^ Karou jest teraz Ashley Benson, a Selene wciąż jest Lucy Hale, tylko lepsze zdjęcie. Tym razem to już ostateczna wersja! :D A w ogóle, niedawno wróciłam z zielonej szkoły. Było fajnie, chociaż niektórych rzeczy wolałabym nie pamiętać… No, ale pomijając te co poniektóre zdarzenia, to było naprawdę nieźle. No, może mam już dość pewnych ludzi… W każdym razie, było dobrze ~_~ Do zobaczenia
+Selene+
Hej :) Przepraszam strasznie,że dopiero teraz komentuję,ale wiesz jak to jest czytac coś wcześniej, a później się zapomina...Wybacz. Ale już komentuję!
OdpowiedzUsuńPo 1 sukienki są śliczne :*. Po 2 obrazki nie są aż takie brutalne ^^. Po 3 nie dopatrzyłam się jakiś tam błędów ;). Po 4 rozdział z perspektywy sukuba może byc!! :*
Czekam,aż w końcu uda ci się napisac tą końcówkę! :D
Pozdrawiam xo