piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 7

"Książka przenosząca w inny świat"


- … En… Mien… Damien… No cholera jasna, Damien! Rusz dupę w troki i marsz do sklepu! Ile można spać?! - piąte przez dziesiąte usłyszałem głos mojej mamy, Sophie
- O co chodzi…? - spytałem zaspanym głosem.
- O co chodzi?! Powtarzam już chyba piąty raz, żebyś poszedł do sklepu!
- Która godzina?
- Już 9:00! Jak możesz tak długo spać?!
- 9:00?! Od kiedy spanie do 9:00 to długo?! Poza tym, jest sobota!
- No właśnie! Tylko dlatego, że nie masz zajęć na uczelni pozwalam Ci dłużej spać, ale to już przesada! Wstawaj i idź zrobić zakupy!
- Okej… - powiedziałem i zamknąłem oczy. 5 minut mnie przecież nie zbawi…
      Co do…?! Dlaczego spadłem z łóżka?!
- Powiedziałam, żebyś poszedł kupić jedzenie! - a więc to Sophie pociągnęła za kołdrę…
- Dobra, już wstaję! - oświadczyłem zrezygnowany, a ona uśmiechnęła się triumfalnie i wyszła z mojego pokoju. Wciąż siedząc na podłodze wzniosłem ręce do sufitu - Boże, za co ja muszę w każdy weekend tak wcześnie i brutalnie wstawać?
- Ja wszystko słyszę! - dobiegł mnie głos prawdopodobnie z kuchni
- Dobrze, już, wstaję! - odparłem wciąż śpiącym tonem głosu.
      Nie mając innego wyboru “zaścieliłem łóżko”, czytaj, rzuciłem kołdrę z powrotem na łóżko nie przejmując się jakąkolwiek symetrią. Ciężkim krokiem poszedłem do łazienki, aby wykonać poranną rutynę. Wróciłem do pokoju i wygrzebałem z szafy jakieś ciuchy.



      Idąc ulicą pomyślałem, że wstąpię jeszcze do biblioteki. Od dawna szukam tam takiej jednej książki, ale zaczynam myśleć, że naprawdę nie istnieje.
      Krążą pogłoski, że jakaś książka opisuje drugi świat z perspektywy pięknej i miłej. Ja i mój brat, Dominic, szukamy jej już dość długo. On się poddał, ale ja nie zamierzam. Coś mi po prostu mówi, że gdzieś tam naprawdę taka istnieje. W moich poszukiwaniach pomaga mi czasami nasz przyjaciel, Paul.
      Została mi do sprawdzenia już tylko jedna, ostatnia książka w dziale o równoległym świecie. Nic, nic, nic, nic… Chwila, co to?



“W równoległym świecie jest wiele miejsc takich jak to. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek chodził na tą polanę. Przyznaję, że trudno było ją znaleźć. Mogę spokojnie powiedzieć, że to “moje miejsce”. Zabiorę tam kiedyś moją córkę, a wtedy będzie to “nasze miejsce”. Jestem pewien, że by jej się spodobało.”

      Sprawdziłem, kto jest autorem. “Autor nieznany”. Pięknie. Jedyna na świecie książka, która opisuje ten świat nie jako miejsce zamieszkania krwiożerczych bestii i jak na złość nie ma podanego autora. Zauważyłem, że jest tam napisane jeszcze coś.


“Taki jest właśnie ten świat. Jestem świadomy tego, że pewnie nikt tej książki nie znajdzie prócz jednej osoby. Dla twojej wiadomości: nie podałem swojego nazwiska, bo to zrujnowałoby mi życie w świecie ludzi, dosłownie. Wiedz, że drugi świat jest naprawdę piękny. To czysta prawda, nie wiem skąd ludziom wzięły się potwory i inne takie, ale jeśli mi nie wierzysz, znajdź to miejsce i przekonaj się, jakie naprawdę jest Mirai Chizu.”

      Niesamowite. Kto by pomyślał? W końcu znalazłem tą książkę! Przejechałem palcami po obrazku. Tak bardzo chciałbym znaleźć to miejsce…
      Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno, a do moich uszu dobiegł śpiew ptaków. Gdy otworzyłem oczy, nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Stałem w lesie, z książką w rękach, a w oddali była jakaś otwarta przestrzeń. Niemożliwe… Czy ta książka właśnie mnie przeniosła do równoległego świata? Bez jaj… Zaraz, w książce pisało, że mam znaleźć to miejsce… Czy to nie jest przypadkiem ta polana?
      Zacząłem iść w stronę łąki, ale po chwili zatrzymałem się, bo zauważyłem, że jakaś dziewczyna tam jest. Cholera, zauważyła mnie! Chciałem się wycofać, ale coś mi nie pozwoliło, a następnie znalazłem się tuż przed nią. To musi być czarownica…
- Z jakiego gatunku jesteś? - z jej ust padło entuzjastyczne pytanie. Co miałem odpowiedzieć? Po co jej to? Ona chyba widząc moją minę kontynuowała - Przecież Cię nie ugryzę. A nawet, jak bym chciała, to prawo przecież zabrania jakichkolwiek bójek między rasami. Powtarzam pytanie: Do jakiego należysz gatunku? - A no tak, coś czytałem, że mają jakiś poważny zakaz…
- L-L… - próbowałem z trudem wydusić z siebie słowo, bo zdziwiło mnie, że jest taka przyjazna, ale już na samym początku mi przerwała.
- A więc Lykanin. Nie sądziłam, że to pokolenie używa jeszcze dawnych określeń. Jak brzmi twoje imię? - Co?! Lykanin?! W sensie wilkołak?!
- Cassie, z kim ty rozmawiasz? - usłyszałem jakiś męski głos. Gdy zobaczyłem, do kogo należy, zbaraniałem. Eminem?! W tym świecie?!
- Marshall! - ruda rzuciła mu się na szyję. Jest za stary, żeby był jej chłopakiem… Może to jej ojciec? - To jest Lykanin - już miałem zaprzeczyć i wszystko wyjaśnić, ale nie zdążyłem nawet otworzyć ust, ponieważ Eminem mnie uprzedził.
- Wilkołak? Tutaj? Przecież to nasz teren - zaczyna się robić nieprzyjemnie…
- Ja już sobie pójdę - odezwałem się cicho, bo nie ufałem własnemu głosowi.
- Nigdzie jeszcze nie idziesz. Najpierw powiedz mi jak masz na imię. Nie martw się, nie chcę Cię zakablować komuś ani nic. Chodzi po prostu o to, że nigdy nie miałam żadnego przyjaciela z innej rasy. Właśnie, jedziesz jako reprezentant swojego gatunku do San Francisco? - albo ten świat ma takie zasady, albo ta dziewczyna jest naprawdę samotna. San Francisco… Jesteśmy przecież w San Francisco! Chyba, że to miejsce jest w innej części ameryki… Reprezentant? Gdzieś chyba pisało, że z powodu ważnych uroczystości rasy z całego świata zapraszane są przeważnie do głównej siedziby wampirów… W San Francisco! To pewnie o tym mówi.
- Nie jadę… - nie wiem jak inaczej miałbym to powiedzieć.
- A więc jedzie Keanu?
- Nie… - o kim ona mówi? To jakiś tutejszy sławny wilkołak czy co? Nagle w mojej głowie pojawił się obraz dwójki nastolatków, chłopaka i dziewczyny - Wysyła Lukę i Sarę - co ja właśnie powiedziałem? Skąd przyszły mi do głowy te imiona i ich wygląd? Nic już nie rozumiem…
- Przecież oni się pozabijają… Ale to i tak dobrze, przynajmniej będzie tam ktoś z tego pokolenia - uśmiechnęła się od ucha do ucha - Więc jak masz na imię?
- Da… - nie zdążyłem powiedzieć więcej, bo raper znowu mi się wciął.
- Cassie, nie męcz go już - czy mi się wydaje, czy on nie chce, żeby ze mną rozmawiała? Co ja takiego zrobiłem? Przecież to ona zasypuje mnie serią pytań - Skoro już znalazł to miejsce, to umówcie się na kiedyś tam i wtedy sobie pogadacie, bo nie wiem czy pamiętasz, ale bezczelnie wyciągnęłaś mnie z łóżka nakazując mi tu natychmiast przyjść, ponieważ masz mi coś ważnego do powiedzenia - Ach, więc o to chodzi. Został obudzony podczas gdy sobie najzwyczajniej w świecie spał. Skąd ja to znam?
- A no tak! To kiedy się spotkamy? - zwróciła się do mnie - Albo wiem! Mógłbyś poprosić, żeby zabrali Cię ze sobą do San Francisco. Regulamin uznaje przecież do 6 osób.
- Dobrze. Zapytam… - nie miałem serca burzyć jej świadomości, że jestem wilkołakiem.
- Świetnie! Do zobaczenia! - pomachała mi entuzjastycznie "papa", podczas gdy ja zacząłem już odchodzić.
- Taa... - błyskawicznie znalazłem się z powrotem w lesie.
      Co ja mam o tym wszystkim myśleć?! W głębi duszy zawsze wierzyłem w opowieści babci i dziadka o tym, że potwory nie istnieją i wszystkie istoty magiczne są zazwyczaj miłe, a już na pewno nie są krwiożerczymi bestiami. Tylko nigdy nie zastanawiałem się, co będzie, jak przekonam się o tym sam. Ta dziewczyna, Cassie, bo chyba tak miała na imię, była całkiem miła. Trochę natarczywa, ale jak nigdy nie miała żadnego przyjaciela czy coś, to się jej nie dziwię.
      Pozostaje mi tylko jedno pytanie: jak mam do cholery wrócić do domu?! Znowu przez książkę?
      “Nie idioto, przez drzewo. Oczywiście, że przez książkę. Skoro dostałeś się tu dzięki niej, to tak samo wrócisz. Logiczne”
- Czy ja właśnie usłyszałem w swojej głowie jakiś głos?!
      “Owszem. Coś taki zdziwiony?! Jesteś w świecie magii, a ja jestem czarownikiem. Wielka mi filozofia”
- Odbija mi. Naprawdę mi odbija…
      “Może byś się tak na chwilę zamknął i posłuchał?”
- Dobra, jestem cicho, jestem cicho.
      “Wiem, że mnie rozpoznałeś. Zapamiętaj, jak jakiś człowiek się dowie, że jestem czarownikiem i teoretycznie wciąż mieszkam w tym świecie, to znajdę Cię i nie wiem co Ci zrobię, ale będzie bolało. Jasne?”
- Jak słońce, szefie. To była twoja córka?
      “Tak, Cassandra, a co? A co do tej książki, to ja ją napisałem”
- Nie chcę jej poderwać, nic z tych rzeczy. Po prostu stwierdziłem, że jesteście spokrewnieni. Ty ją napisałeś?! To twoja sprawka, że tu wylądowałem?!
      “To dobrze stwierdziłeś. Tak, moja. Nie cieszysz się? Jeśli się tu znalazłeś, to znaczy, że tego chciałeś. Tak było, prawda, Damienie?”
- No tak było, to prawda… Chwila… Skąd znasz moje imię? Przecież nawet nie dokończyłem go wymawiać.
      “No widzisz. Żeby wrócić, musisz po prostu tego chcieć. Proste”
- Dobra, dzięki, zajarzyłem, ale dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
      “Trochę grzeczniej, jestem starszy. Znamy się. Tyle musi ci na razie wystarczyć. Dzisiaj wieczorem odbędzie się pogrzeb jednego gnoja, wszyscy się tam zbiorą. Obraz Luki i Sary ja Ci podsunąłem. O nic więcej nie pytaj. Nie mogę nic więcej powiedzieć. Jeśli Dominic i Paul pojawią się razem z tobą w pałacu Selene, wtedy wszystko się zacznie”
- Co?! Chwila, że jak?! Co się zacznie?!
      Cisza… Zniknął! Eminem zniknął z mojej głowy! Prawie wtedy, kiedy miał odpowiedzieć mi na jeszcze kilka pytań! Co za…!
      Dobra, spokój. Pomyślałem o bibliotece i bam! Jestem z powrotem! Rozejrzałem się dookoła, a potem spojrzałem na tą książkę. Co się do cholery właśnie stało…? O co w tym wszystkim kurwa chodzi?! Spojrzałem na zegarek. Z prędkością światła pobiegłem do sklepu a potem z powrotem do domu. Książkę schowałem do tylnej kieszeni spodni i przykryłem koszulą.
- Czemu to Ci znowu tyle zajęło, co? - usłyszałem to na powitanie od mamy - Znowu byłeś w bibliotece? Mówiłam Ci tyle razy, że jak gdzieś idziesz, to nie wchodź po drodze do biblioteki, bo jak zwykle utkniesz z nosem w książkach!
- Ważne, że wyrobiłem się w mniej niż godzinę, nie?
- To prawda, mamo. Jak dotąd to jego rekord - odezwał się mój młodszy brat.
- Dobrze, dobrze, siadajcie do stołu, zaraz będzie śniadanie.
      Zaraz po tym jak zjedliśmy śniadanie, dałem Dominicowi dyskretnie do zrozumienia, że zwijamy się do domu Paula.
- Wychodzimy! - zakomunikowałem i nie czekając na wybuch pytań dokąd i po co idziemy skierowaliśmy się w stronę domu naszego przyjaciela.
      Jakieś 10 minut później byliśmy już u niego. Mieszka sam, ale szczęściarz.
- Nastąpił jakiś przełom w sprawie równoległego świata? - spytał jak tylko się rozsiedliśmy na kanapie.
- Tak! - powiedzieliśmy jednocześnie, a zaraz potem dziwnie się na siebie spojrzeliśmy.
- Może ja zacznę - zaproponował młody, a my się zgodziliśmy - Ta dziewczyna, która mi się ciągle śni…
- Nie gadaj, że naprawdę ją spotkałeś - wciął się Paul
- Nie, to w ogóle nie o to chodzi. Dacie mi skończyć, czy nie? - pokiwaliśmy głowami - Dobra, więc narysowałem ją.
- Nie chcę tego widzieć, ty przecież nawet oka narysować nie umiesz, a co dopiero całą twarz? - odezwałem się.
- Wiem, ale narysowałem to, jak spałem. Obudziłem się z głową na biurku, obok był jej rysunek, a ja miałem całe ręce z ołówka.
- W takim razie pokarz to arcydzieło, mistrzu - powiedział sarkastycznie Paul
- Proszę bardzo



- Ja pierdolę… - wymknęło mi się z ust, a chwilę później rozwinąłem swoją wypowiedź - To ona Ci się śni?! Młody, ta dziewczyna to czarownica!
- Co ty gadasz?! Jaka czarownica?! - oburzył się Dominic
- Ma rude włosy, brązowe oczy i zawsze jest cała w skowronkach, prawda?
- Skąd ty…?
- Myślałem, że nie cierpisz rudych? - wtrącił brunet
- Bo nie cierpię, ale ta… Zresztą, to żaden dowód. Mogłeś po prostu zgadywać - zwrócił się do mnie.
- Ma na imię Cassandra, inaczej Cassie, jest mniej więcej w twoim wieku, może młodsza - Dominic patrzał na mnie jak sroka w gnat - Teraz mi wierzysz? Powiedzenie, że ją dzisiaj poznałem to za mało. Byłem w bibliotece i znalazłem tą książkę - rzuciłem wspomniany przedmiot na stół i kontynuowałem - Przeniosła mnie na jakąś polankę, a tam ni z tego ni z owego pojawiła się ta ruda czarownica i jej ojciec, który później gadał w mojej głowie i jest Eminemem! - dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałem. Znajdzie mnie i coś mi zrobi…
- Stary, nie wiem co bierzesz, ale ogranicz to - Paul poklepał mnie po plecach
- Co mówił? - zaskoczył mnie pytaniem mój brat
- Że dzisiaj w San Francisco w drugim świecie jest pogrzeb jakiegoś typa, za którym chyba nie wszyscy przepadali i jeśli nasza trójka się tam zjawi, to coś się zacznie.
- Co się zacznie?
- Jakbym wiedział, to bym powiedział!
- Dobra, dobra.
- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, jakimś cudem mamy się dzisiaj znaleźć w drugim świecie i wziąć w czymś udział? - głośno myślał Paul
- Na to wychodzi. Żeby się tam przenieść, wystarczy trzymać tą książkę i cholernie tego chcieć.
- Ale nawet nie wiemy, w jakim miejscu to będzie.
- W pałacu Selene - wyjaśniłem przeszukując książkę na temat jakichkolwiek informacji o tym miejscu
- To nie jest ta wampirzyca?
- Chyba tak… Znalazłem! - pokazałem chłopakom obraz pałacu. Niezły - Złapcie za książkę
- Skoro odbywa się tam pogrzeb, to nie powinniśmy się jakoś odpowiednio ubrać? - zapytał Paul
- W sumie racja… Spotkamy się tu za jakiś czas jak uda nam się przemycić ubrania. Powiemy mamie, że będziemy u Ciebie dzisiaj i może jutro nocować.
- Witajcie chłopcy! - jak na zawołanie odwróciliśmy się w stronę drzwi, a tam kto? Moi i Dominica dziadkowie… Lubią wpadać bez zapowiedzi.
- Widzę, że planujecie wycieczkę do Mirai Chizu. To dzisiaj jest to wydarzenie, prawda? - powiedziała babcia
- Jak…? Jakie wydarzenie…?
- Widzę przecież tą książkę, nasz stary znajomy ją kiedyś dla Was napisał. Dziś są 118 urodziny Selene, prawda, kochanie? - zwróciła się do dziadka. Ten skinął głową.
- Macie znajomego czarownika? I nic nam nie wiadomo o żadnych urodzinach, ale za to ma się odbyć jakiś pogrzeb…
- Mówiłam przecież, że kiedyś przez jakiś czas byliśmy w tamtym świecie - uśmiechnęła się - Jej urodziny na pewno są dzisiaj, ale skoro mówisz, że ma być pogrzeb… Wiesz czyj?
- Nie, tylko tyle, że jakiegoś gościa który raczej nie cieszył się sympatią i uznaniem.
- Może chodzić o Alexandra. W takim razie jej urodziny pewnie zostały przełożone na jutro. Jeśli będziecie na pogrzebie, to musicie zostać także na urodzinach, więc weźcie też jakieś normalne ciuchy. Nie martwcie się, nie zakablujemy mamie. Wszystkie zostaje między nami - uśmiechnął się dziadek.
      Tak oto w mojej głowie zrodziło się jeszcze więcej pytań niż poprzednio. Razem z bratem poszliśmy do domu, a potem triumfalnie wróciliśmy do Paula. Przenieśliśmy się do Mirai Chizu bez większych problemów. To miejsce było… Ogromne. A więc, teraz już pozostało tylko czekać aż coś się zacznie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
      Tada! Oto w końcu jest 7 rozdział! I jak? Na początku planowałam rozbić go na dwie części, ale jestem świadoma tego, że wszyscy czekają na ten pogrzeb i urodziny ^_^ Następny rozdział już z perspektywy Sel. Rysunek Belli Thorne znalazłam z pomocą wujka Google jakby co, nie ja to rysowałam :D Wiem, że ten rozdział taki strasznie pogmatwany i w ogóle, za jakiekolwiek błędy przepraszam i liczę na szczere komentarze ;) Do zobaczenia we wrześniu ;*
                                                      +Selene+