niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 4 cz.II

"Wybory i podróż"


- No, nie wyglądasz tak źle jak myślałam - powiedziała Sarah. Zawarczałem na nią.
- Luka, nie warcz na siostrę. Nie ładnie tak - odezwał się tata.
"Kpisz czy o drogę pytasz?" pomyślałem (ode mnie: dialogi wilkołaków będą w cudzysłowie i podkreślone)
- No już nie bądź taki sarkastyczny. Moglibyście być dla siebie mili chociażby przez minutę?
- Jeśli tylko minutę, to mogę się postarać, ale co będę z tego mieć?
"No właśnie. Jakie będą z tego korzyści?"
- Ale z Was materialiści...
- A kto mówił o pieniądzach? Nowa bluzka by wystarczyła.
"Albo gra"
- Tak czy siak, żebyście to dostali, to potrzebne są pieniądze.
- Spróbuj myśleć tak jak my. Nie prosimy o pieniądze, tylko o rzeczy.
"Na jedno wychodzi"
- Oj tam, oj tam. To jak, umowa stoi?
- Ech... Niech Wam będzie. Czas start.
- No, Luka, masz całkiem niezłe tatuaże. Ciekawe, czy też będę takie mieć?
"Dzięki. Jeśli jesteś moją biologiczną siostrą, to tak. Na pewno nie takie same, ale jakieś tam będziesz mieć"
- A skąd ty to niby wiesz?
"Jak się chodzi do biblioteki to można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Na przykład tego, kto z kim chodzi. Zabawne, jak wiele osób obmacuje się między regałami"
- Skoro tak, to czy Jolene też chodzi do biblioteki?
"Nawet nie wiesz, jakie Twoja przyjaciółeczka tam robi rzeczy i z kim"
- No pewnie ze swoim chłopakiem, Arthurem.
"Z nim też. Wiedziałaś jakiej ona jest orientacji?"
- No hetero nie?
"Nie. Bi"
- Że jak?! Ona?! Ja pierdu...
"No. Kto by się spodziewał"
- Nie wierzę Ci.
"No to chodź ze mną dzisiaj do biblioteki, o 14:00. Zawsze o tej godzinie się tam pojawia"
- Dobra. 
"Tato, zabierzesz mnie teraz z łaski swojej na polowanie?"
- A kogo ty niby chcesz upolować?
"No jakieś małe zwierzątko, nie? Przecież nie rzucę się na kogoś z innej rasy"
- No dobrze. Sarah, zostań tu i połóż się spać, a ty Luka chodź za mną - powiedział tata, który po chwili był już wilkiem.
                                         *30 minut później*
      Polowanie zakończyło się wielkim sukcesem. Tata powiedział, że jeśli nic mi się nie uda upolować to wrócimy do domu za godzinę, ale nie spodziewał się, że jak tylko znajdziemy odpowiednią zdobycz to mi się uda od razu. Siedzimy właśnie w zamkowym salonie przy kominku. 
- No, nie sądziłem, że jesteś taki dobry - powiedział ojciec - To było na pewno Twoje pierwsze polowanie?
- Tak.
- Niemożliwe. Nikomu na początku nie udaje się po 5 minutach od znalezienia zdobyczy. Do tego potrzeba kilku treningów.
- W takim razie kiedy te treningi?
- Nigdy. Tobie są już nie potrzebne. I kto by pomyślał, że taki lekkoduch jak ty będzie taki utalentowany...
- A tak czekałem na te treningi...
- Cóż, jest jeszcze możliwość trenowania Cię.
- Serio?
- Tyle tylko, że nie w dziedzinie polowań, ale jak się bronić i walczyć w bitwach.
- Sądzisz, że będzie mi to potrzebne? Przecież prawo zakazuje wszelkich bitew pomiędzy różnymi rasami.
- Lecz te bitwy czasami są również pomiędzy członkami tej samej rasy. A tych prawo nie zakazuje.
- Och... No to kiedy zaczynamy?
- Dzisiaj rano, o 10:00.
- O 10:00?! Tato! Jest sobota! Ja dopiero o tej godzinie wstaję! Nie możemy po obiedzie na przykład?
- Nie. Nie zapominaj, że dzisiaj wieczorem idziemy na pogrzeb księcia wampirów i zostajemy tam, ponieważ jutro jest organizowany bal z okazji 100 księżniczki.
- Aroganckie dupki. Co mnie obchodzi jego pogrzeb i jej 100? Co z tego, że ktoś go zabił oraz że ona kończy 100 lat?
- Tak właściwie, to on zaginął rok temu a nie umarł, a ona kończy dzisiaj 118 lat, ponieważ on ją przemienił gdy miała 18 lat.
- To nie zmienia postaci rzeczy. Po co ja mam tam iść?
- Ponieważ każda rasa musi mieć co najmniej 6 przedstawicieli, a każde stado co najmniej 2. Idziesz z siostrą.
- Że jak?! A czemu ty nie możesz iść?!
- Bo ja muszę pilnować zamku. W czasie takich imprez często zdarzały się najazdy.
- Ale...
- Żadnego ale! Idziesz ty i Sarah! A teraz idź spać, bo musisz być wypoczęty na trening.
- Aleś ty wredny.
- Ja po prostu nie chcę, żeby coś się stało któremuś z Was podczas gdy ja byłbym w pałacu wampirów. Dlatego wysyłam Was. Rozumiesz?
- Nie. Ale Twojego rozumowania zazwyczaj nie umiem zrozumieć. Dobra, idę spać, bo nie mam zamiaru przepuścić treningu - powiedziałem na odchodnym
      Kiedy wszedłem do pokoju pozbierałem rzeczy i poszedłem wziąć prysznic. Kiedy ściągnąłem ubrania włączyłem na telefonie playlistę z Eminemem na głośnik i wszedłem do kabiny. Odkręciłem ciepłą wodę i zacząłem rapować "Berserk" razem z moim ulubionym raperem. Następne było "When I'm Gone". 
      Gdy skończyłem się myć powycierałem się i ubrałem szare bokserki oraz czarny shirt. Podłączyłem do telefonu słuchawki i wróciłem do pokoju.
      Zmieniłem playlistę na losowe wybieranie piosenek z mojego telefonu i położyłem się do łóżka. Właśnie zaczęła lecieć moja własna kompozycja.
      A no tak, wcześniej nie wspominałem o tym. Czasami napiszę sobie jakiś tekst, a potem przekształcam to w piosenkę. Tyle tylko, że moje komponowanie trochę różni się od normalnego. Po pierwsze, większość ludzi wygrywa melodię na pianinie, gitarze, itd. Ja prawie zawsze używam do tego komputera. Nie żebym się chwalił czy coś, ale zawsze byłem najlepszy z informatyki. Druga różnica jest taka, że tekst jest po japońsku. Nie słucham jednego gatunku muzycznego.
      Jak już mogliście zauważyć, lubię mangi i anime, czyli jestem Otaku. Przy okazji uczę się japońskiego i chcę kiedyś tam polecieć, w świecie ludzi. Tutaj to po prostu nie jest to samo. Tu jest kopia, a tam jest oryginał.
      Tak więc wsłuchałem się w moją piosenkę zatytułowaną "Moonlight" i po chwili znalazłem się już w krainie snów.
                                                 *9:00*
- Well I woke up on a Monday, I've been feeling pretty wired, I've been wide awake since Wednesday, I was feeling so inspired by the state of my own execution... - Tymi oto słowami obudził mnie zespół USS piosenką "This Is The Best". 
      Otworzyłem oczy. Leżałem tak przez chwilę myśląc, po co nastawiłem budzik na 9:00, skoro jest sobota. Dopiero po chwili doszło do mnie, że przecież o 10:00 zaczynam trening. Pobiegłem szybko do łazienki, załatwiłem potrzebę, umyłem zęby, przemyłem twarz zimną wodą i doprowadziłem włosy do porządku. Z rana wyglądają jakby piorun w nie strzelił. Ubrałem się w strój na wf, bo nie wiedziałem na czym będzie polegał trening, ale podejrzewałem, że i tak będę musiał się zmienić w wilka.
      O 9:30 zszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie kanapkę z serem, szynką, pomidorem i ogórkiem zielonym. Do tego nalałem sobie do szklanki soku.
- Rano wyglądasz okropnie - powiedziałem siadając obok Sary
- Ty już na nogach? - spytała kompletnie ignorując moją wypowiedź
- Tak. O 10:00 mam trening.
- A więc to dlatego. Właśnie, nie martw się, następnym razem na pewno pójdzie Ci lepiej.
- O czym mówisz?
- O polowaniu.
- Nie chcę psuć Ci humoru, ale złapałem królika i sarnę tuż po tym, jak je znaleźliśmy.
      Zakrztusiła się płatkami.
- Jaja sobie ze mnie robisz? Ty złapałeś sarnę? Nawet treningów nie zacząłeś.
- Tata też nie mógł w to uwierzyć.
- Skoro tak, to po co Ci teraz trening, hm?
- Nie idę trenować polowania, tylko jak się bronić i walczyć podczas bitwy.
- Niezły żart. Chyba nie sądzisz, że uwierzę w te bajeczki? - powiedziała wstając i kierując się w stronę umywalki. Poszedłem za nią.
- Jak mi nie wierzysz, to możesz spytać się ojca.
- Że on niby potwierdzi to co powiedziałeś? Jeszcze czego.
- Tylko żebyś się potem nie zdziwiła.
- Tak właściwie, to co zrobiliście ze zwierzętami? Chyba ich nie zabiliście?
- Sarnę wypuściliśmy, a królika dołączyliśmy do tych które są w stajni.
- A więc zaraz to sprawdzę. Tylko najpierw mi powiedz jak wygląda.
- Jest szary, z białym brzuszkiem, pyszczkiem i łapkami.
- Takiego jeszcze nie mamy. Może po prostu jest brudny?
- W lesie raczej nie ma kurzu, nieprawdaż?
- I tak Ci nie uwierzę.
- No to chodź ze mną do stajni. Pokażę Ci go.
- Dobra.
      Ruszyła korytarzem, a ja szedłem za nią. Chyba zapomniała, że wciąż jest w piżamie i jest nieumalowana i nieuczesana, ale ja nie miałem zamiaru jej tego mówić.
      Po dojściu do zagrody królików Sarah spytała:
- Dlaczego jest o jednego więcej?
- Przecież Ci mówiłem. Widzisz, tu jest ten szary - wskazałem jednego
- Dobra, w to że złapałeś królika jeszcze uwierzę, ale w to, że złapałeś sarnę oraz idziesz uczyć się obrony i ataku podczas walki już nie uwierzę.
- Jak chcesz, ale ja potem nie będę zbierał Twojej szczęki z ziemi gdy Ci opadnie.
- Nie będzie takiej potrzeby - odwróciła się do wyjścia. W progu stał ojciec.
- Sarah, nie ma powodów, dla których nie mogłabyś uwierzyć swojemu bratu. Nie potrzebny mu trening w kwestii polowań, bo to ma już opanowane praktycznie rzecz biorąc do perfekcji. Teraz muszę go już tylko nauczyć jak bronić się i atakować przeciwnika. Luka, widzę, że jesteś już gotowy. Chodź za mną na pole. Tam jest wystarczająco dużo miejsca na naukę.
- A nie mówiłem? A skończymy przed 14:00? Bo obiecałem pokazać Sarze co robi jej przyjaciółeczka w bibliotece.
- O to się nie martw. Trening będzie trwać maksimum 2 godziny.
      Tak jak podejrzewałem, ćwiczyłem w zmienionej postaci. I tak jak mówił tata, skończyliśmy o 12:00.
- Luka, mogę prosić Cię jeszcze na słówko?
- Tak, a o co chodzi? - spytałem ubierając spodnie.
- Nie ciesz się z możliwości trenowania, bo ta możliwość właśnie się dla Ciebie zamknęła.
- Co? Czemu?
- Chodzi o to co zrobiłeś.
- To znaczy?
- Kiedy kazałem Ci obronić się przed wampirem, zrobiłeś coś... (ode mnie: w Mirai Chizu technika jest trochę nowocześniejsza, i po prostu mają tutaj inteligentne manekiny, które ukazują sposoby ataku i obrony zależnie od gatunku)
- Co źle zrobiłem? I dlaczego nie pozwalasz mi przez to dalej trenować?
- Właśnie chodzi o to, że nic nie zrobiłeś źle. Ponadto chwilę po tym, jak się obroniłeś techniką której nauczyłbyś się dopiero po kilku treningach, zaatakowałeś go tak, jak wszyscy uczą się atakować dopiero po roku. Nie ma sensu na chwilę obecną dalej Cię trenować.
- Serio? Ale mnie się podoba trenowanie.
- Hmm... A co byś powiedział na trenowanie boksu i zajęcia na siłowni żebyś sobie wreszcie mięśnie wyrobił?
- Cóż, na muskułach mi aż tak nie zależy, ale boks chętnie sobie poćwiczę. To kiedy zaczynamy?
- Dobrze. Czy pasowałoby Ci, gdyby w soboty i niedziele treningi trwały od 10:00 do 12:00, a w tygodniu od 20:00 do 21:00?
- Będą się odbywały codziennie?
- Tak. 
- A czy w tygodniu nie dałoby się od 18:00 do 19:00 na przykład?
- Nie mam przeciwwskazań, a dlaczego zmieniasz godzinę?
- No bo o 20:00 zaczynają lecieć w telewizji filmy.
- Ech, zapomniałem, że dzisiejsza młodzież polega głównie na technologii. Za moich czasów, to...
- Tak, wiem. Słyszałem to już milion razy. Nie obraź się tato, ale nie mam ochoty znowu tego słuchać. Wolę iść pod prysznic i pokazać mojej kochanej siostrzyczce, że mówię prawdę.
      O 13:00 byłem pod drzwiami mojej siostry. Właśnie słuchała "Something In Your Mouth" od Nickelback. To jest jeden z 3 zespołów i wykonawców zarazem, których obydwoje słuchamy. Do dwóch się nie przyznaję, bo nie chcę sprawiać jej satysfakcji, że jej idole mają niezłą muzykę. Nie było sensu pukać, bo i tak by nie usłyszała. Po tym jak przestąpiłem próg jej pokoju mój widok przyćmiło coś czarnego rzuconego na moją głowę. Muzyka została ściszona, ale nadal była słyszalna.
- Nie nauczono Cię, że się puka?
- I tak byś nie usłyszała, muzyka była zbyt głośna - ściągnąłem to coś z głowy.
- Może i tak. Po co przyszedłeś?
- Mam Cię dzisiaj zaprowadzić do biblioteki, pamiętasz?
- No tak, ale to dopiero za godzinę.
- Nie, za godzinę mamy już tam być. Przyszedłem Cię poinformować, żebyś się odpowiednio ubrała, czytaj, zero dużych dekoltów i coś za kolana.
- Dlaczego?
- Bo to biblioteka. Tak przy okazji, za 15 minut się zbieramy.
- Po co tak wcześnie?
- Ponieważ jest ona pół godziny drogi stąd pieszo - nie zapominaj, że nie ma nas dzisiaj kto podrzucić - a oni czasami zjawiają się tam kilka minut wcześniej. Chyba nie chcesz przegapić najlepszego?
- Czyli czego?
- Najpierw odpowiedz.
- Nie, nie chcę niczego przegapić.
- W takim razie szykuj sobie odpowiednie ciuchy i za 15 minut widzimy się przed bramą.
                                                *z pkt. Sary*
      Boże, jaki on okropny! Jakim prawem mówi mi, w co mam się ubrać? To moja sprawa! Owszem, rozumiem, że to biblioteka i w ogóle, ale nie kościół!
      Kiedy w końcu łaskawie postanowił wyjść z mojego pokoju, podgłośniłam muzykę i położyłam na łóżku sukienkę, którą oberwał gdy wszedł. Jest czarna, ponieważ wybrałam ją na dzisiejszy pogrzeb tego jakiegoś tam wampira. Muszę jeszcze tylko wybrać coś na jutrzejszy bal, ale tym zajmę się jak wrócę. Teraz trzeba wybrać coś do biblioteki.
      Po kilku minutach przeszukiwania szafy w końcu znalazłam coś, co powinno być odpowiednieJeżeli będzie mieć jakieś wąty to mam to głęboko w dupie. Nie ma prawa mi rozkazywać.
- No, jesteś! I to nawet minutę przed czasem. Szkoda tylko, że znowu ubrałaś się jakbyś miała pójść do klubu Go Go - powitał mnie jak zwykle miło mój cudowny brat.
- Szkoda tylko, że ty znowu się ubrałeś jak debil - odpłaciłam się tym samym.
- Ciekawe o co Ci chodzi.
- O Twoją bluzkę - ruszyłam przed siebie.
- Co z nią?
- Robisz mi obciach.
- Uzasadnij swoją wypowiedź.
- Robisz mi obciach tą bluzką, ponieważ... ponieważ... Och, ponieważ jesteś jednym wielkim idiotą i na każdym kroku to ogłaszasz!
- Nawzajem.
- Że niby ja jestem głupia?
- To też, ale mam na myśli to, że całe nasze stado wie, że jesteś łatwa, ale nie musi o tym wiedzieć całe miasto.
- Ale z Ciebie...
- Kto?
- Nie będę się wyrażać w miejscu publicznym. 
- No śmiało, przecież się nie obrażę.
- Ale z Ciebie skurwiały pojeb.
- Och, przestań, bo od tych słów serce mi pęka! - zawył teatralnie.
- Zamknij się, nie wszyscy muszą wiedzieć, że mam niedorozwiniętego debila za brata.
- Więc przestań się tak ubierać, bo nie wszyscy muszą wiedzieć, że mam dziwkę za siostrę.
- Przecież nie ocenia się książki po okładce.
- Niby tak, ale to jak się zachowujesz potwierdza moją teorię.
      Nie odpowiedziałam. Wiem, że wszyscy uważają mnie za dziwkę, ale to nie moja wina. Kiedyś tak wyszło, i tak już zostało. Chciałabym to zmienić, ale nie wiem jak. A może po prostu nie mam na razie takiej potrzeby? Tak, raczej tak. W sumie, zastanawiam się, dlaczego jestem dla Luki taka wredna. Pewnie dlatego, że mu zazdroszczę.
      Zazwyczaj jest tak, że to najmłodsze z rodzeństwa jest najbardziej rozpieszczane. W naszym przypadku to on był zawsze najlepszy i w ogóle. Zawsze dostawał lepsze rzeczy. Zawsze miał lepsze oceny. Zawsze miał lepsze dziewczyny niż ja chłopaków. Nigdy nie otrzymał opinii takiego, który z chęcią przeleciałby całe stado. Ma zajebisty głos gdy śpiewa, a ja fałszuję. Znaczy się, podobno mam ładny głos, ale mi się nie podoba. Kiedy ktoś mówi mi, że mam boski głos, zaprzeczam. Potrafi grać na pianinie, gitarze, perkusji... Chyba na wszystkim, a ja? W sumie też, ale nie tak dobrze. Od zawsze rodzice bardziej go uwielbiali. Jedynie dziadkowie utrzymywali nas na równi. Nigdy nie faworyzowali jednego z nas bardziej. To przez to, że tak bardzo mu zazdroszczę, tak bardzo go nienawidzę. Zrobiłabym chyba wszystko, żeby go zniszczyć.
      Gdy dotarliśmy na miejsce, była 13:45. Jolene pojawiła się w bibliotece o 13:55. Nie zauważyła nas. Z nią przyszedł Arthur i jakaś dziewczyna której nie znam.
- Zaczyna się - szepnął mi Luka na ucho i dał znak, żebym szła za nim.
      Dotarliśmy na I piętro, do działu z jakimiś zakurzonymi książkami. Przeleciałam wzrokiem po niektórych tytułach i okazało się, że to miejskie archiwa i drzewa genealogiczne różnych ras i rodów. Ciekawe jak długo nikt tu nie sprzątał. Gdzieniegdzie dostrzegłam nawet pajęczyny.
- Teraz słuchaj i patrz - wyszeptał i przesunął się, bym miała dobry widok
- To co, robimy to co zawsze? - spytał Arthur Jolene cicho, ale dostatecznie głośno, bym mogła go usłyszeć.
- Tak. Już nie mogę się doczekać - odpowiedziała
- Eee, mogę wiedzieć o co chodzi? - spytała dziewczyna która z nimi przyszła
- Spokojnie, moje wampirzątko, nic Ci się nie stanie pod warunkiem, że będziesz z nami współpracować.
      Że jak?! Przyszli tu z wampirzycą?! Myślałam, że ich znam...
- Skąd wiedziałeś, że jestem wampirzycą?
- Cóż, ja i moja dziewczyna jesteśmy wilkołakami i jak sama dobrze wiesz mamy zdolność wyczuwania kto z jakiej jest rasy.
- Wilkołaki? Po co mnie tu zaciągnęliście? Nie zapominajcie, że zabicie kogoś z innej rasy jest karane śmiercią.
- Och, ale my nie chcemy Cię zabić. Chcemy się tylko trochę pobawić. Może potem zostaniemy dobrymi przyjaciółkami? - powiedziała Jolene
- Raczej zabawić - sprostował ją Arthur
      Spojrzałam na brata i szepnęłam:
- Co oni będą robić?
- Nie domyślasz się? - pokręciłam głową
- Będą robić to - zaczął poruszać biodrami w przód i w tył
- Tutaj?
- No
- Ale to przecież jest miejsce publiczne
- Tak, ale do tej części biblioteki nikt nie przychodzi. Może czasami ja, ale to też rzadko. Dobra koniec gadania. Teraz lepiej skup się na nich. To dopiero jazda. Lepsze niż niejeden pornos.
      Facepalm. Wiem, że Luka jest czasami idiotą, ale żeby aż tak zboczonym to już nie. Pomimo tego, że nie miałam zamiaru na żywo oglądać trójkącika, to ciekawość, czy Luka na serio mówi prawdę wzięła nade mną górę. Kilka ich wypowiedzi mi uciekło bo rozmawiałam z Luką, ale przynajmniej dowiedziałam się, jak nazywa się wampirzyca.
- Moja droga Chloe, odpowiesz na jeszcze jedno nasze pytanie?
- Dobrze, a jakie?
- Czy chciałabyś to zrobić, tu i teraz, z nami?
- Co zrobić?
- To - Arthur chwycił ją od tyłu i zakrył usta żeby nie krzyczała, a Jolene podeszła i zaczęła rozpinać jej koszulkę. Chloe próbowała się wyrwać, ale Arthur trzymał ją w żelaznym uścisku. Pamiętam, że ma dużo siły i jest niezły w łóżku. To właśnie on był moim ostatnim chłopakiem. Rozstaliśmy się bez sporów. On nie zranił moich uczuć, a ja jego.
- Tak właściwie, to ile masz lat, Chloe? - spytał Arthur odsłaniając jej usta
- 16 - odpowiedziała z lękiem dziewczyna
- Ale 16 równe, czy na przykład 116?
- Równe... - powiedziała ledwo słyszalnym głosem
- Och, czyli nie mogę Cię przerżnąć.
- Jaka szkoda - dołączyła Jolene
- Ale Chloe, nie musisz się smucić, bo wciąż możesz zrobić mi loda - dodał z uśmiechem
- A ja wciąż mogę zrobić Ci minetę i vice versa - dopowiedziała Jolene
- N-Nie... Proszę, ja nie chcę
- A tak w ogóle, jesteś jeszcze dziewicą?
- Nie...
- Och, przeżyłam zaskoczenie!
- Dobrze, możemy przejść do rzeczy? Naprawdę mam już chcice - spytał zniecierpliwiony brunet.
      Ustawili dziewczynę w pozycji na pieska. Chłopak rozpiął swoje spodnie i włożył do ust płaczącej blondynki swojego członka. Natomiast szatynka uklękła za nią i zaczęła... O matko... Odwróciłam się do Luki. Zniknął. Okazało się, że przegląda jakąś książkę.
- Nie patrzysz już? - spytał kiedy mnie zauważył
- Coś ty. Mam dość seksu na co najmniej rok. Idziemy stąd?
- Poczekaj chwilę, chcę tylko coś doczytać do końca.
- Ok.
                                           *30 minut później, zamek*
      Wpadłam do pokoju i rzuciłam się do szafy. Otworzyłam ją na oścież i wyrzuciłam z niej wszystkie ciuchy na podłogę. Puściłam jeszcze piosenkę Maroon 5 "Harder To Breathe" i skupiłam się na wybraniu sukienki na jutrzejszy bal.
      Ostatecznie wybrałam krótką, czarną sukienkę. Myślę, że będzie idealna.
                                              *z pkt. Luki*
      Teraz Sarah 2 razy zastanowi się, zanim powie, że kłamię. Szczerze, mało mnie obchodziło co oni zrobią tej całej Chloe. Ja do biblioteki chodzę po to, żeby czytać książki, a nie żeby się pieprzyć. Kilka razy już było tak, że siedzę sobie w archiwum, przeglądam książki w poszukiwaniu informacji na temat jakichkolwiek wypadków, aż tu nagle słyszę jęki i myślę sobie "Matko, mogliby być ciszej".
      Pewnie zachodzicie w głowę, jak mogę nie korzystać z okazji obejrzenia darmowego porno na żywo? Odpowiedź jest prosta. Mało mnie to obchodzi. Nie jestem gejem czy coś, ale uważam, że takie orgie w miejscu publicznym są po prostu nienormalne. Tak w ogóle, to nie zaliczam się do tych facetów, którzy 24/7 oglądaliby pornosy.
      Po wejściu do pokoju opadłem na łóżko i sprawdziłem godzinę. 14:45. Zdążę przyszykować ciuchy.
      Na pogrzeb wybrałem klasyczny czarny garnitur, a na jutro garnitur, ale zamiast koszuli zwykły t-shirt i trampki do tego. Mało mnie obchodzi, czy ta cała księżniczka będzie mieć coś przeciwko czy nie. Jest 15:00. Czas zejść na obiad.
      Stoły były już nakryte. Służba już siedziała i czekała, aż wszyscy przyjdą, żeby móc zacząć jeść. W naszym zamku jest dalej prowadzony stary zwyczaj, że obiady powinno się jeść wspólnie. Poza tym, u nas nie ma czegoś takiego, że służba powinna być pomiatana przez władcę. U nas służący są traktowani jak my, tyle tylko, że sprzątają, gotują, itd.
      Usiadłem przy stole, tata już czekał, a siostry jeszcze nie było. Po kilku minutach przybiegła.
- No w końcu! Nie ogarniasz tego, że przez Ciebie zawsze siedzę głodny i patrzę na te smakowite dania, których nie mogę chociażby dźgnąć widelcem, bo Ciebie jeszcze nie ma? - powiedziałem
- Uspokój się. Musiałam wybrać sukienkę na bal wampirzycy - powiedziała siadając na przeciwko mnie
- Och, no jasne! Czyli ja mogę umrzeć z głodu, bo ty musisz wyglądać tak, żeby ktoś zechciał Cię przelecieć i ewentualnie zostać Twoim chłopakiem?
- Tak, ale nie mam ochoty na seks. Może w przeciwieństwie do Ciebie.
- No coś ty. Chwilowo mam ochotę tylko na jedno.
- Na co?
- Na gulasz, który właśnie stygnie na moim talerzu, ponieważ nie ma kto go zjeść. 
- Dzieci, spokój! Już! Skoro wszyscy są, to możemy zacząć jeść. Smacznego! - ogłosił ojciec
- Itadakimasu!(czyt. bez u na końcu) - wypowiedziałem z przyzwyczajenia po japońsku i zacząłem jeść ten cudnie pachnący gulasz. Po 10 minutach wstałem od stołu i poszedłem do pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz, żeby nikt mi nie przeszkadzał. W czym, zapytacie?
      Dawno, naprawdę dawno temu nie grałem. Postanowiłem sprawdzić, czy dalej potrafię grać. 
      Zdecydowałem, że zagram trochę trudniejszą melodię. Zawsze lubiłem wyzwania. Tak więc przystąpiłem do zagrania "Filament". To jedna z moich ulubionych piosenek, a na pianinie/fortepianie/keyboardzie też brzmi dobrze. 
      Wyszło bezbłędnie. Czyli jeszcze nie zapomniałem jak się gra i czyta z nut. To dobrze. Dzięki temu czasami wychodziłem z dołka. Zresztą wszyscy zawsze mówili mi, że gram bardzo emocjonalnie. To podobno dobrze wczuwać się w muzykę.
      Zagrałem jeszcze kilka utworów, aż w końcu stwierdziłem, że już 16:00 i wypadałoby się zbierać. Ubrałem garnitur, zabrałem do plecaka strój na jutro i resztę gratów które są mi potrzebne oraz rzeczy, z którymi prawie nigdy się nie rozstaję, tj. słuchawki, ładowarka do telefonu, tablet i ładowarka do tableta. Przecież wi-fi powinno tam być, co nie?
      Zszedłem na dół do garażu. Tata przygotowywał auto. Wsadziłem plecak do bagażnika i zająłem miejsce kierowcy. Pamiętam, jak zawsze kłóciłem się z Sarą o miejsce. Kto pierwszy, ten lepszy. Tak czy siak, tata zazwyczaj mnie pozwalał prowadzić auto, jako że jestem starszy.
      Po jakichś 10 minutach w garażu pojawiła się Sarah. Ubrała jakąś ciemną krótką sukienkę. Wyglądała jak zawsze. Włożyła swoją torbę do bagażnika i zajęła miejsce obok mnie z przodu. Po jakimś czasie byliśmy na miejscu, w San Francisco. Ja całą drogę miałem założone słuchawki i śpiewałem, a Sarah chyba też. Nie wiem, mało mnie to obchodzi.
      Ich podobno pałac wyglądał... Trochę jak z jakiegoś horroru, ale mnie to pasuje. Weszliśmy do środka. Zostaliśmy zaprowadzeni do naszego pokoju.
- Wspólny pokój - pomyślałem - Jeśli się nie pozabijamy, to to będzie cud.
      Powiedziano nam, że pogrzeb odbędzie się o 20:00. Tak więc pozostało tylko czekać. Nigdy nie pomyślałbym, że pogrzeb, a już w szczególności wampira, może mnie zaciekawić i wywrócić moje życie do góry nogami...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
      Oto druga i ostatnia zarazem część 4 rozdziału. Podzieliłam to na 2 części, bo normalnie wyszedł by zbyt długi. I jak wrażenia? Co sądzicie o Luce, Sarze i reszcie? Szczególna prośba do Was: Podejrzewam, że żadna z Was nie słucha j-music. Nawet jeśli uważacie, że to brzmi jak przyciskanie kotów czy coś, to proszę Was o wysłuchanie piosenki, która pojawiła się w tym rozdziale, "Moonlight". I rzeczywiście, facet który to śpiewa to ten ze zdjęcia Luki w bohaterach. I pytanko: Byłybyście za tym, żebym czasami pisała jakieś proste sformułowania typu dziękuję itp. po japońsku? Tak żeby było wiadomo. Ostatnio Lena powiedziała mi, że jak czytała 1 część 4 rozdziału to nie wiedziała o co c'man, bo nie napisałam z czyjego to punktu widzenia. Chcę poinformować Was, że to, z czyjego rozdział będzie punktu widzenia będzie zależeć od koloru nagłówka. Selene, Lorraine, Laurent, Alexander - czerwony, Luka, Sarah - brązowy bądź czarny, Cassandra - różowy, Luna - niebieski, Damien, Dominic, Paul - zielony. Następny rozdział będzie z pkt. Cassandry, czyli różowy nagłówek. I pragnę powiedzieć jeszcze, że blog w swojej późniejszej działalności będzie zawierał wulgaryzmy i sceny 18+, tak jak dzisiaj. Myślę, że to wszystko, co chciałam zakomunikować. Późno już, tak więc oyasumi (dobranoc) i do zobaczenia
                                               +Selene+