sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 5

"Zła wiadomość i dobra wiadomość"

      Masakra! Gorzej już być chyba nie mogło! Co za sukinkot! Jak go zaraz dorwę, to urwę mu łeb!
- Córcia, wszystko w porządku? Wyglądasz jakoś... blado - zapytała Effie, moja matka
- Jasne. Poza tym, że właśnie dowiedziałam się, że wychodzisz za tego gnoja, to czuję się rewelacyjnie! - odpowiedziałam
- Czego ty w nim tak bardzo nie lubisz?
- Hmm, niech pomyślę... Może tego, że idzie do łóżka z każdą napotkaną dziewczyną?
- Ty znowu swoje? Przecież to normalne, że patrzy na inne kobiety. Przecież mu tego nie zabronię. Ja też patrzę na innych mężczyzn
- A powinnaś zabronić. I takie małe sprostowanie: On nie ogląda się za kobietami, tylko za dziewczynami. W moim wieku. Proponował to nawet mnie!
- Niby co Ci proponował?
- Seks! Gdyby nie to, że w rodzinie Twojej i taty byli sami czarownicy, mogłabym być teraz w 3 miesiącu ciąży!
- Niby jakim cudem, skoro znamy go od 2 miesięcy?
- I tu się mylisz! Jak byłam z dziewczynami w kinie na "Bling Ring", to zaczął się tam do mnie dobierać, a ściślej mówiąc, w damskim kiblu. Jakbym nie była czysto magiczna, to za 7 miesięcy mógłby Ci tu latać mały bachor!
- Masz natychmiast przestać!
- Bo jak nie, to co?!
- To zamknę Cię w pokoju!
- Nie masz prawa tego zrobić!
- Jestem Twoją matką i mam prawo robić z Tobą co mi się zamarzy!
- Zamykanie kogoś w pokoju na 12 godzin bez picia i jedzenia uznawane jest za znęcanie się. Możesz pójść za to do więzienia!
- Nie histeryzuj
- Gdyby tata wciąż tu był, to byś nie ześwirowała.
- Ja ześwirowałam? On sam odszedł, nie pamiętasz?
- Wyrzuciłaś go na zbity pysk! Byłaś o niego chorobliwie zazdrosna, podczas gdy on nic nie zrobił! Myślisz, że skoro miałam 10 lat, to nic nie rozumiałam?!
- Wyrzuciłam go, bo mnie zdradzał! Odkąd poznałam Danny'ego, robisz wszystko, żebym była nieszczęśliwa! Dlaczego? Dlaczego ty mi to robisz?
- Nie zdradzał Cię! Będziesz nieszczęśliwa, jeśli za niego wyjdziesz! Dlaczego nie chcesz przyjąć scenariusza, w którym Danny Cię zdradza, a z łatwością przyjęłaś go w przypadku taty? Za co tak go karzesz?
- Dość tego! Będziesz siedzieć w pokoju do 14:00!
- Ale to tylko 6 godzin...
- To dlatego, że o 14:00 będzie wybierany reprezentant, który pojedzie do San Francisco
- San Francisco? - miałam wrażenie, jakbym zapomniała o czymś ważnym
- Jak widać, znowu nie zrobiłaś tego, o co Cię prosiłam. Dziś jest pogrzeb wampirzego księcia, a jutro obchodzona jest 100 jego narzeczonej
- Przeczytałam to, co mi dałaś. Po prostu zapomniałam gdzie to będzie organizowane
- To jakie w takim razie noszą imiona?
- Książę Alexander i księżniczka Selene Moore
- Moore?
- To jej nazwisko. Nie jest wampirzycą od urodzenia
- Najwyraźniej nie doczytałam tego punktu...
- Najwyraźniej - po co jej mówić, że wyczytałam to w internecie? Niech teraz ślęczy nad tym arkuszem i szuka tego. Wróciłam do pokoju, bo i tak nie mogłabym zrobić nic, żeby w nim nie siedzieć.
      Jak tylko zamknęłam drzwi pokoju, które zamknęły się na 6 godzin, oparłam się plecami o drzwi, osunęłam się na ziemię i schowałam twarz w dłoniach. "Dlaczego ja?", to pytanie zadawałam sobie już niezliczoną ilość razy.
      Moja matka oszalała, to pewne. Najbardziej ucierpiał na tym tata. Kochał ją całym sobą, a ona tak po prostu oskarżyła go o zdradę i wyrzuciła.
      Załkałam. Zrzuciłam z twarzy maskę twardej dziewczyny.
      Wśród ludzi zawsze jestem otwarta, stanowcza... Taka jak przed chwilą. Gdy jednak znajduję się tu, w moim pokoju, jak również kiedy jestem z tatą, jestem zamknięta w sobie, płaczliwa... "Prawdziwa"
      Mama wyrzuciła tatę 6 lat temu. Była zbyt zazdrosna. Zaczęło się od oskarżenia go o to, że pieprzy swoją sekretarkę. Zanim mu to powiedziała, jej podejrzenia trwały od 2 tygodni. On nie wiedział, ale ja tak. Postanowiłam wtedy zaczarować go tak, żebym wiedziała co, gdzie i z kim robi. Okazało się, że jest niewinny.
      Potem oskarżona została nasza kucharka, a następnie sprzątaczka. Kolejna była sprzedawczyni ze sklepu. Skończyło się na mojej nauczycielce angielskiego. Naprawdę ją lubiłam...
      W każdym razie, po tym jak wyrzuciła tatę kompletnie jej odbiło. Za jakąkolwiek wzmiankę o chłopakach zamyka mnie tu. 
      Wciąż nie potrafię zrozumieć, dlaczego teraz nie podejrzewa Danny'ego o zdradę, tak jak to było z moim tatą.
      Skurwysyn mnie nienawidzi za to, że wiem o jego... "Rozrywkach w czasie wolnym". Oświadczył się mojej mamie tylko po to, żeby mieć zapewnioną stabilizację finansową na przyszłość. Przy okazji zyska prestiż. Moja rodzina jest jest uważana za najpotężniejszą wśród czarowników, więc wstąpienie do niej=prestiż. Poza tym moja rodzina jest czysto magiczna, a jego nie.
      Pewnie chcielibyście wiedzieć, o co chodzi z tymi czysto magicznymi rodzinami? Otóż, gdy w rodzinie są sami czarownicy, to jest ona czysto magiczna. Jeśli zaś w rodzinie jest jakiś ludzki przodek, to jest ona wtedy słabsza, gdyż ludzka krew osłabia zdolności magiczne. Kiedyś można było się wiązać z ludźmi. No, ale co się stało, to się nie odstanie.
      Dobrze wiem, że w rodzinie tego dupka było parę ludzkich przodków, przez co jest praktycznie nie zdolny do używania magii. Dowodem na to jest to, że zna tylko kilka prostych zaklęć, i to z czystej magii. Nikt, kto ma kilku ludzi w rodzinie nie jest w stanie opanować czarnej magii, co najwyżej 2 słabe zaklęcia.
      Coś sobie właśnie uświadomiłam. Skoro dzisiaj rada wybiera przedstawiciela, który pojedzie do San Francisco, to muszę zrobić wszystko, żebym to była ja
      Rada zawsze wybiera kogoś, kto ma dobrą kreację, jest pełnoletni i przeczytał dokładnie informacje zawarte w arkuszu, który każdy otrzymuje
      W moim gatunku pełnoletność to 16 lat, więc mam pełne prawo jechać. W wieku 30 lat przestajemy się starzeć, a w wieku 100 lat umieramy. Możemy równie dobrze umrzeć wcześniej, gdy ktoś postanowi nas zastrzelić, udusić, itd. Nie wszyscy w tym świecie muszą być przecież nieśmiertelni.
      Sukuby osiągają pełnoletność i umierają tak samo, jak my. Jedynie starzeć przestają się 10 lat wcześniej.
      Wampiry i wilkołaki są nieśmiertelne, a pełnoletność osiągają, gdy kończą 18 lat. Wilkołaki przestają się starzeć tak jak my, za to wampiry wraz ze skończeniem 18 lat już się nie starzeją. Wiecznie piękne bestie... Tak jak sukuby.
      Wracając do tematu. Jeśli ktoś nie zjawia się na zebraniu, to jest to równoznaczne z tym, że nie kandyduje do roli reprezentanta.
      Muszę znaleźć jakieś sukienki, przemknęło mi przez myśl. Po kilkunastu minutach poszukiwania znalazłam tą idealną... Na pogrzeb


      Teraz wypadałoby znaleźć jeszcze jakąś na jutro. Po kolejnych kilkunastu minutach przekopywania szafy znalazłam cudowną sukienkę, a oto i ona


      Założyłam je i zrobiłam sobie w nich zdjęcie przed lustrem w łazience (tak, do mojej łazienki wchodzi się z pokoju). Chwilę później byłam już ubrana w rurki, shirt, trampki i kurtkę. Wybrałam numer mojego taty. Odebrał po 5 dzwonku
- No tak, jest jeszcze przed 9:00 - mruknęłam pod nosem zanim odebrał
- Kto to do jasnej cholery?! Czy Wy się ludzie nigdy nie nauczycie, że macie prawo mnie budzić dopiero po 9:00?! - usłyszałam jego zdenerwowany, lecz wciąż zaspany głos
- Tu Twoja córka - odpowiedziałam ze zrezygnowaniem w głosie - Ty za to nigdy nie nauczysz się, żeby patrzeć na wyświetlacz, aby zobaczyć kto dzwoni?
- O, Cassie. Wybacz mi, ale czy nie dawałem już kilkanaście razy do zrozumienia, że nie jestem typem rannego ptaszka i wstaję tak późno, jak tylko się da, co w tym biznesie nie jest zbytnio możliwe?
- Owszem, ale to nagły wypadek. Zostałam zamknięta i mam czas do 14:00. Dasz radę być tam gdzie zawsze za 30 minut?
- Po tygodniu?! Co tym razem zrobiłaś?! W 30 minut to ja ledwo zdążę pójść do kibla i się ubrać!
- Raczej co powiedziałam. To w takim razie masz 45 minut.
- A co ze śniadaniem? Muszę chyba coś jeść, prawda?
- Jesteś czarownikiem, czy nie? Przecież możesz je sobie w każdej chwili wyczarować.
- Czyżbyś zapomniała, że w świecie ludzi nie wolno czarować?
- Ale w Mirai Chizu można.
- Dobra, spróbuję tam być za 45 minut.
- Ty nie masz spróbować. Ty masz tam być na 100%, zrozumiano, Marshall? - tata nie lubi jak mówię do niego per "tato", bo wtedy czuje się stary, więc mówię do niego po imieniu.
- Dobra, będę.
- Świetnie. Zaraz wyślę Ci coś SMS-em, a ty mi na miejscu powiesz, czy może być. A teraz rusz dupę z wyra i idź się ogarnąć. Do zobaczenia za 45 minut.
      Rozłączyłam się, nie dając mu nic więcej powiedzieć. Wysłałam mu zdjęcia mnie w tych sukienkach i napisałam pod nimi: "Mam zamiar zrobić wszystko, żeby rada wybrała mnie na przedstawicielkę"
      Nie zatraciłam kontaktu z ojcem przez te lata. Za każdym razem, gdy jestem tu zamykana dzwonię do niego i umawiamy się na spotkanie. Jeszcze jakieś 2 lata temu widywaliśmy się co tydzień, ale teraz matka się trochę uspokoiła, albo po prostu ja zrozumiałam, że nie należy mówić jej wszystkiego, lub należy wręcz podkoloryzować niektóre wydarzenia.
      Na nasze spotkania zawsze wychodzę przez okno. Matka rzuciła zaklęcie blokujące tylko na drzwi. Pomimo tego, że mój pokój znajduje się na pierwszym piętrze, to przy moim oknie jest drzewo, po którym idzie z łatwością zejść. Co prawda na początku o mało co się nie pozabijałam, ale nabrałam wprawy i teraz wykonywanie tej czynności jest dla mnie tak przyziemne jak czesanie włosów.
      Tak więc otworzyłam okno, przełożyłam najpierw prawą nogę przez parapet a potem drugą. Gdy już pewnie stałam na dachówce, zamknęłam po cichu okno. Upewniłam się jeszcze, że wzięłam telefon i skoczyłam na drzewo. Potem zwinnie zeszłam z niego i spacerkiem udałam się do "naszego miejsca"

                                               *35 minut później*

      Dotarłam właśnie na polanę. Za każdym razem, gdy tu przychodzę, to nie mogę się nadziwić, jakie to miejsce jest piękne. Wątpię, by ktokolwiek wiedział o jego istnieniu poza tatą i mną. Usłyszałam jakiś szelest i trzask gałęzi. Odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
      Zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Rzucił się do ucieczki, ale powstrzymałam go zaklęciem i przywołałam do siebie.
      Jak tak mu się przyglądałam, to stwierdziłam, że to niezłe ciacho. Ciemne oczy, włosy i karnacja. Ale nie zawrócił mi jakoś specjalnie w głowie. Stwierdziłam również, że to nie może być czarownik. Zbyt przystojny.
- Z jakiego gatunku jesteś? - zapytałam. Odpowiedziała mi cisza i przerażone spojrzenie - Przecież Cię nie ugryzę. A nawet jak bym chciała, to prawo przecież zabrania jakichkolwiek bójek między rasami. Powtarzam pytanie: Do jakiego należysz gatunku?
- L-L...
- A więc Lykanin. Nie sądziłam, że to pokolenie używa jeszcze dawnych określeń. Jak brzmi Twoje imię?
- Cassie, z kim ty rozmawiasz? - usłyszałam tatę
- Marshall! - zarzuciłam mu się na szyję. Jak to dobrze znów go widzieć - To jest Lykanin
- Wilkołak? Tutaj? Przecież to nasz teren
- Ja już sobie pójdę - odezwał się cichy męski głos
- Nigdzie jeszcze nie idziesz. Najpierw powiedz mi jak masz na imię. Nie martw się, nie chcę Cię zakablować komuś ani nic. Chodzi po prostu o to, że nigdy nie miałam żadnego przyjaciela z innej rasy. Właśnie, jedziesz jako reprezentant swojego gatunku do San Francisco?
- Nie jadę...
- A więc jedzie Keanu?
- Nie... - odpowiedział z niepewnością. Potem jakby dostał olśnienia - Wysyła Lukę i Sarę
- Przecież oni się pozabijają... Ale to i tak dobrze, przynajmniej będzie tam ktoś z tego pokolenia - uśmiechnęłam się - Więc jak masz na imię?
- Da...
- Cassie, nie męcz go już - przerwał tata - Skoro już znalazł to miejsce, to umówcie się na kiedyś tam i wtedy sobie pogadacie, bo nie wiem czy pamiętasz, ale bezczelnie wyciągnęłaś mnie z łóżka nakazując mi tu natychmiast przyjść, ponieważ masz mi coś ważnego do powiedzenia.
- A no tak! To kiedy się spotkamy? - skierowałam pytanie do chłopaka - Albo wiem! Mógłbyś poprosić, żeby zabrali Cię ze sobą do San Francisco. Regulamin uznaje przecież do 6 osób.
- Dobrze. Zapytam...
- Świetnie! To do zobaczenia!
- Taa...
      Nim się obejrzałam zniknął w lesie otaczającym polanę.
- Te sukienki są niezłe, ale czy ta na jutro nie jest zbyt krótka? - powiedział tata
- Tato, tak się teraz nosi. Nikogo nie zdziwi ta długość.
- Mówiłem Ci, że nie lubię określenia "tato".
- A ja Ci mówiłam, że masz się nie wypowiadać na temat moich ciuchów, chyba, że Cię o to poproszę.
- Ech... Więc ogólnie rzecz biorąc te ciuchy są bardzo ładne.
- Tak lepiej. Czyli mogę jechać?
- Tak. Rozumiem, że głównym powodem jest Effie i ten...
- Skurwysyn? Tak. Masz całkowitą rację. Myślisz, że będę mogła przedłużyć sobie tam pobyt?
- Wątpię.
- Tak myślałam - w tym momencie do moich uszu dobiegł dziwny dźwięk
- Wybacz, ale jeszcze nic nie jadłem - zaśmiał się
      Również się zaśmiałam. Tata wyczarował jedzenie, a jako, że ja też jeszcze nic nie jadłam, to się przyłączyłam.

                                          *Jakieś 3 godziny później*

      Właśnie weszłam z powrotem do mojego pokoju. Jest 12:00. Zostały mi jeszcze 2 godziny. Rzuciłam na pokój zaklęcie wyciszające, puściłam muzykę i zaczęłam tańczyć i śpiewać. Po niecałej godzinie poszłam wziąć kąpiel, która zajęła mi 30 minut. Założyłam szlafrok i zajęłam się układaniem włosów i makijażem. Muszę przyznać, że jestem zadowolona z końcowego efektu



      Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i sprawdziłam godzinę. 13:50. Położyłam się na łóżku. Teraz pozostało mi tylko czekać, aż zaklęcie przestanie działać. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Stanęłam na równe nogi, poprawiłam sukienkę i włosy i zeszłam schodami na dół.
- Nie kandydujesz na przedstawicielkę? - zapytałam mamę, gdy zobaczyłam, że jest normalnie ubrana
- Nie. Wolę zostać tu z...
- Nie kończ. Doskonale wiem, z kim chcesz zostać - przerwałam jej. Wtedy do pokoju wszedł Danny - O wilku mowa - mruknęłam do siebie
- Cassie, jak miło Cię widzieć. Z jakiegoż to powodu chcesz wyjechać? Czyżbyś miała nas dość? - powiedział
- Ja się nie cieszę z Twojego widoku. Owszem, mam Was dość. Żegnam - ruszyłam do pokoju zebrań rady. Przechodząc koło niego "niechcący" prawie go przewróciłam

                                             *Godzinę później*

- I jak Ci poszło córeczko?
- Mam dwie wiadomości. Dobra jest taka, że zostałam wybrana, a zła jest taka, że nie pozwolono mi przedłużyć sobie tam pobytu, więc wracam pojutrze - poszłam do mojego pokoju, chwyciłam walizkę i zbiegłam z powrotem na dół.
      Tak, miałam już wcześniej wszystko spakowane. Wrzuciłam walizkę do bagażnika mojego kabrioleta, którego dostałam na 16 urodziny, wsiadłam za kierownicę, wrzuciłam bieg i ruszyłam. Całą drogę towarzyszyło mi radio, do którego sobie podśpiewywałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy byłam już na miejscu.
      Gdy wjeżdżałam na teren zamku, który został wyjęty żywcem z jakiegoś horroru, pomyślałam, że pomimo tej mrocznej atmosfery tu panującej, to chętnie zostałabym tu na dłużej. Kiedy chciałam wyjść z auta, drzwi same się otworzyły
- Witam panienkę. Ty pewnie jesteś Cassandra? Ja jestem Laurent, służący Selene i dowódca służby - wyciągnął do mnie rękę i pomógł wysiąść. Po przyjrzeniu mu się stwierdziłam, że to na pewno nie jest wampir, a nawet jeśli, to nie od urodzenia, o czym świadczy kilka zmarszczek na twarzy. Jednak miał bardzo miły uśmiech
- Dziękuję. Tak, to ja. Miło mi pana poznać
- Nie ma za co. I proszę, mów mi po imieniu. Wezmę Twój bagaż i zaprowadzę do Twojego pokoju.
- Dobrze
      Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po wejściu do środka, to ogromne, białe schody wyłożone czerwonym dywanem. Laurent zaczął opowiadać
- Twój pokój znajduje się piętro wyżej, drugie drzwi na prawo od schodów. Jest on pomiędzy pokojem Sary i Luki, lykańskiego rodzeństwa, a pokojem Luny i Lilith, przyjaciółek z gatunku sukubów. Dalej są pokoje reszty młodych przedstawicieli. Na lewo od schodów są pokoje starszych reprezentantów.
- A co z pokojami osób, które tu mieszkają? - wymsknęło mi się - Przepraszam, jestem zbyt ciekawska - poprawiłam się szybko
- Nic się nie stało, przynajmniej wiem, że kogokolwiek obchodzi to, co mówię - uśmiechnął się, a mnie ulżyło - Jest jeszcze jedno piętro, na które wjeżdża się windą z pierwszego piętra, ale żeby Cię nie kusiło, to muszę Cię poinformować, że winda otwiera się tylko na odcisk palca kogoś, kto mieszka na tamtym piętrze. Pokoje służby znajdują się za drzwiami na lewo od wejścia, jednakże ja i Karou, służąca Selene mieszkamy razem z nią na ostatnim piętrze. To długa historia, ale w skrócie jesteśmy jedynymi osobami, które Selene bardzo lubi w tym pałacu, łącznie z jej siostrą.
- A co znajduje się na prawo od wejścia?
- Kuchnia, jadalnia, pralnia i pokój do szycia. Z obydwóch stron schodów znajdują się drzwi. Nieważne, którymi wejdziesz, trafisz do sali balowej, w której odbędą się jutrzejsze urodziny i część dzisiejszego pogrzebu. Z sali balowej można wejść do siłowni, biblioteki, na basen i do mini-kina.
- Full wypas - stwierdziłam - A propos pogrzebu, to gdzie się rozpoczyna? Na sali balowej?
- Nie. Rozpocznie się na skraju lasu za pałacem. Możesz tam dotrzeć przechodząc przez szklane drzwi, które znajdują się na sali balowej i prowadzą do ogrodu. Ceremonia oficjalnego uznania tego gnojka za martwego zaczyna się o 20:00 - jego słowa tak mnie zaskoczyły, że prawie spadłam ze schodów, po których właśnie wchodzimy - Nie martw się, nie ja jeden cieszę się z dzisiejszego dnia. Na liście osób, które nienawidzą go z całego serca, na pierwszym miejscu znajduje się Selene i wierz mi, że nikt jej raczej nie przebije.
- Skoro tak go nienawidzi, to dlaczego jest jego narzeczoną?
- Zmusił ją.
- Jak? Przekupił jakiegoś czarownika, by rzucił na nią jakiś czar?
- Tak jakby. Istnieje pewien tajny sposób, dzięki któremu wampir może sprawić, by dowolna osoba na świecie się w nim zauroczyła. Każdy gatunek ma swoje sekrety, jak sama dobrze wiesz
- Tak, to prawda... - przypomniał mi się mój przypadek. Prawie wszyscy czarownicy wiedzą, że matka mnie katuje, ale nic z tym nie robią. Na szczęście tego nie rozpowiadają. Każdy udaje, że nic o tym nie wie.
- Ale ten sekret mogę Ci zdradzić
- Czy nie powiedziałeś przed chwilą, że to tajny sekret?
- Owszem, ale ty jeszcze przydasz się Selene i będziesz musiała bronić się przed Alexandrem
- Słucham? - nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam
- Nic, po prostu znam się na ludziach i wiem, że można Ci zaufać. Tak więc, chcesz poznać sekret?
- Jeśli mogę...
- To bardzo proste. W przypadku człowieka wystarczy go pocałować, przemienić i znów pocałować, a jeśli chodzi o mieszkańców tego świata, to zamiast przemienić trzeba wypić trochę krwi. I oto cały sekrecik.
- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, to on sprawił, że się w nim zakochała?
- Nie do końca. Przez cały czas jej nienawiść rosła, ale przy nim nie była w stanie powiedzieć o nim złego słowa, itd. Ogólnie, jeśli była przy nim lub gdy ktoś o nim wspomniał, sprawiała wrażenie szczerze zakochanej.
- A wcale tak nie było
- Właśnie. Jednakże, to dowodzi tego, że jest ona niezwykle silna, ponieważ gdy nie było go w pobliżu była normalna. Taka jak kiedyś.
- Chyba już rozumiem. Normalnie taki czar działa jak eliksir miłosny, ale w jej przypadku to nie do końca wyszło?
- Tak. Tutaj jest Twój pokój - zatrzymaliśmy się przed fioletowymi drzwiami, na których była czarna plakietka z białym napisem: Cassandra, 16 
- Dlaczego każde drzwi mają inny kolor?
- To określa gatunek i upodobania właściciela pokoju.
- Ta liczba to wiek?
- Tak
      Gdy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się boski pokój. Każda ściana była w coraz to jaśniejszym odcieniu fioletu, a podłoga była wyłożona panelami z ciemnego drewna. Duże okno z białymi framugami prowadziło na balkon i ukazywało piękny widok, czarna szafa była wbudowana w ścianę, a na przeciwnej stało ogromne czarne łóżko z baldachimem pościelone pościelą w kolorze lila.
- Ten pokój jest boski!
- A wiesz, co jeszcze jest boskie? - zrobił chwilę przerwy - Twoja łazienka. Idź zobaczyć
      Pobiegłam z prędkością światła. Ściany łazienki były wyłożone czerwonymi i białymi kafelkami, a podłoga czerwonymi i czarnymi, tworząc szachownicę. Wanna rogowa, toaleta i umywalka wbudowana w jeden z blatów szafek były śnieżnobiałe. Nad umywalką było ogromne lustro z pięknym, czarnym obramowaniem stworzonym z jakichś zawiłych wzorów.
- To jest...
- Tak? - spytał z uśmiechem
- Niesamowite - wyszeptałam, bo z wrażenia brakowało mi tchu
- Cieszę się, że Ci się podoba
- Żartujesz? To mi się nie podoba. To mnie zwala z nóg!
- To dobrze. Niestety, muszę Cię już zostawić. Klucz do pokoju położyłem na szafce przy łóżku
- Dobrze, do zobaczenia
- Oczywiście.
      Opadłam na łóżko, nastawiając wcześniej alarm na 19:45 w razie, gdybym zasnęła. Puściłam muzykę i czekałam. Nie miałam pojęcia, że cokolwiek się dzisiaj wydarzy...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
      Wróciłam! I jak mi wyszedł ten rozdział? Znowu taki tasiemcowaty, ale nie chciało mi się go robić na 2 części :) Co myślicie o Cassie i reszcie? Narratorką następnego rozdziału będzie Luna. Nie mam zielonego pojęcia kiedy on się pojawi, ale najpóźniej za miesiąc od dzisiaj. Pojawili się również nowi bohaterowie, zostały rozszerzone opisy i zmienione niektóre zdjęcia obecnych już postaci-->tu. Do zobaczenia
                                                  +Selene+

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 4 cz.II

"Wybory i podróż"


- No, nie wyglądasz tak źle jak myślałam - powiedziała Sarah. Zawarczałem na nią.
- Luka, nie warcz na siostrę. Nie ładnie tak - odezwał się tata.
"Kpisz czy o drogę pytasz?" pomyślałem (ode mnie: dialogi wilkołaków będą w cudzysłowie i podkreślone)
- No już nie bądź taki sarkastyczny. Moglibyście być dla siebie mili chociażby przez minutę?
- Jeśli tylko minutę, to mogę się postarać, ale co będę z tego mieć?
"No właśnie. Jakie będą z tego korzyści?"
- Ale z Was materialiści...
- A kto mówił o pieniądzach? Nowa bluzka by wystarczyła.
"Albo gra"
- Tak czy siak, żebyście to dostali, to potrzebne są pieniądze.
- Spróbuj myśleć tak jak my. Nie prosimy o pieniądze, tylko o rzeczy.
"Na jedno wychodzi"
- Oj tam, oj tam. To jak, umowa stoi?
- Ech... Niech Wam będzie. Czas start.
- No, Luka, masz całkiem niezłe tatuaże. Ciekawe, czy też będę takie mieć?
"Dzięki. Jeśli jesteś moją biologiczną siostrą, to tak. Na pewno nie takie same, ale jakieś tam będziesz mieć"
- A skąd ty to niby wiesz?
"Jak się chodzi do biblioteki to można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Na przykład tego, kto z kim chodzi. Zabawne, jak wiele osób obmacuje się między regałami"
- Skoro tak, to czy Jolene też chodzi do biblioteki?
"Nawet nie wiesz, jakie Twoja przyjaciółeczka tam robi rzeczy i z kim"
- No pewnie ze swoim chłopakiem, Arthurem.
"Z nim też. Wiedziałaś jakiej ona jest orientacji?"
- No hetero nie?
"Nie. Bi"
- Że jak?! Ona?! Ja pierdu...
"No. Kto by się spodziewał"
- Nie wierzę Ci.
"No to chodź ze mną dzisiaj do biblioteki, o 14:00. Zawsze o tej godzinie się tam pojawia"
- Dobra. 
"Tato, zabierzesz mnie teraz z łaski swojej na polowanie?"
- A kogo ty niby chcesz upolować?
"No jakieś małe zwierzątko, nie? Przecież nie rzucę się na kogoś z innej rasy"
- No dobrze. Sarah, zostań tu i połóż się spać, a ty Luka chodź za mną - powiedział tata, który po chwili był już wilkiem.
                                         *30 minut później*
      Polowanie zakończyło się wielkim sukcesem. Tata powiedział, że jeśli nic mi się nie uda upolować to wrócimy do domu za godzinę, ale nie spodziewał się, że jak tylko znajdziemy odpowiednią zdobycz to mi się uda od razu. Siedzimy właśnie w zamkowym salonie przy kominku. 
- No, nie sądziłem, że jesteś taki dobry - powiedział ojciec - To było na pewno Twoje pierwsze polowanie?
- Tak.
- Niemożliwe. Nikomu na początku nie udaje się po 5 minutach od znalezienia zdobyczy. Do tego potrzeba kilku treningów.
- W takim razie kiedy te treningi?
- Nigdy. Tobie są już nie potrzebne. I kto by pomyślał, że taki lekkoduch jak ty będzie taki utalentowany...
- A tak czekałem na te treningi...
- Cóż, jest jeszcze możliwość trenowania Cię.
- Serio?
- Tyle tylko, że nie w dziedzinie polowań, ale jak się bronić i walczyć w bitwach.
- Sądzisz, że będzie mi to potrzebne? Przecież prawo zakazuje wszelkich bitew pomiędzy różnymi rasami.
- Lecz te bitwy czasami są również pomiędzy członkami tej samej rasy. A tych prawo nie zakazuje.
- Och... No to kiedy zaczynamy?
- Dzisiaj rano, o 10:00.
- O 10:00?! Tato! Jest sobota! Ja dopiero o tej godzinie wstaję! Nie możemy po obiedzie na przykład?
- Nie. Nie zapominaj, że dzisiaj wieczorem idziemy na pogrzeb księcia wampirów i zostajemy tam, ponieważ jutro jest organizowany bal z okazji 100 księżniczki.
- Aroganckie dupki. Co mnie obchodzi jego pogrzeb i jej 100? Co z tego, że ktoś go zabił oraz że ona kończy 100 lat?
- Tak właściwie, to on zaginął rok temu a nie umarł, a ona kończy dzisiaj 118 lat, ponieważ on ją przemienił gdy miała 18 lat.
- To nie zmienia postaci rzeczy. Po co ja mam tam iść?
- Ponieważ każda rasa musi mieć co najmniej 6 przedstawicieli, a każde stado co najmniej 2. Idziesz z siostrą.
- Że jak?! A czemu ty nie możesz iść?!
- Bo ja muszę pilnować zamku. W czasie takich imprez często zdarzały się najazdy.
- Ale...
- Żadnego ale! Idziesz ty i Sarah! A teraz idź spać, bo musisz być wypoczęty na trening.
- Aleś ty wredny.
- Ja po prostu nie chcę, żeby coś się stało któremuś z Was podczas gdy ja byłbym w pałacu wampirów. Dlatego wysyłam Was. Rozumiesz?
- Nie. Ale Twojego rozumowania zazwyczaj nie umiem zrozumieć. Dobra, idę spać, bo nie mam zamiaru przepuścić treningu - powiedziałem na odchodnym
      Kiedy wszedłem do pokoju pozbierałem rzeczy i poszedłem wziąć prysznic. Kiedy ściągnąłem ubrania włączyłem na telefonie playlistę z Eminemem na głośnik i wszedłem do kabiny. Odkręciłem ciepłą wodę i zacząłem rapować "Berserk" razem z moim ulubionym raperem. Następne było "When I'm Gone". 
      Gdy skończyłem się myć powycierałem się i ubrałem szare bokserki oraz czarny shirt. Podłączyłem do telefonu słuchawki i wróciłem do pokoju.
      Zmieniłem playlistę na losowe wybieranie piosenek z mojego telefonu i położyłem się do łóżka. Właśnie zaczęła lecieć moja własna kompozycja.
      A no tak, wcześniej nie wspominałem o tym. Czasami napiszę sobie jakiś tekst, a potem przekształcam to w piosenkę. Tyle tylko, że moje komponowanie trochę różni się od normalnego. Po pierwsze, większość ludzi wygrywa melodię na pianinie, gitarze, itd. Ja prawie zawsze używam do tego komputera. Nie żebym się chwalił czy coś, ale zawsze byłem najlepszy z informatyki. Druga różnica jest taka, że tekst jest po japońsku. Nie słucham jednego gatunku muzycznego.
      Jak już mogliście zauważyć, lubię mangi i anime, czyli jestem Otaku. Przy okazji uczę się japońskiego i chcę kiedyś tam polecieć, w świecie ludzi. Tutaj to po prostu nie jest to samo. Tu jest kopia, a tam jest oryginał.
      Tak więc wsłuchałem się w moją piosenkę zatytułowaną "Moonlight" i po chwili znalazłem się już w krainie snów.
                                                 *9:00*
- Well I woke up on a Monday, I've been feeling pretty wired, I've been wide awake since Wednesday, I was feeling so inspired by the state of my own execution... - Tymi oto słowami obudził mnie zespół USS piosenką "This Is The Best". 
      Otworzyłem oczy. Leżałem tak przez chwilę myśląc, po co nastawiłem budzik na 9:00, skoro jest sobota. Dopiero po chwili doszło do mnie, że przecież o 10:00 zaczynam trening. Pobiegłem szybko do łazienki, załatwiłem potrzebę, umyłem zęby, przemyłem twarz zimną wodą i doprowadziłem włosy do porządku. Z rana wyglądają jakby piorun w nie strzelił. Ubrałem się w strój na wf, bo nie wiedziałem na czym będzie polegał trening, ale podejrzewałem, że i tak będę musiał się zmienić w wilka.
      O 9:30 zszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie kanapkę z serem, szynką, pomidorem i ogórkiem zielonym. Do tego nalałem sobie do szklanki soku.
- Rano wyglądasz okropnie - powiedziałem siadając obok Sary
- Ty już na nogach? - spytała kompletnie ignorując moją wypowiedź
- Tak. O 10:00 mam trening.
- A więc to dlatego. Właśnie, nie martw się, następnym razem na pewno pójdzie Ci lepiej.
- O czym mówisz?
- O polowaniu.
- Nie chcę psuć Ci humoru, ale złapałem królika i sarnę tuż po tym, jak je znaleźliśmy.
      Zakrztusiła się płatkami.
- Jaja sobie ze mnie robisz? Ty złapałeś sarnę? Nawet treningów nie zacząłeś.
- Tata też nie mógł w to uwierzyć.
- Skoro tak, to po co Ci teraz trening, hm?
- Nie idę trenować polowania, tylko jak się bronić i walczyć podczas bitwy.
- Niezły żart. Chyba nie sądzisz, że uwierzę w te bajeczki? - powiedziała wstając i kierując się w stronę umywalki. Poszedłem za nią.
- Jak mi nie wierzysz, to możesz spytać się ojca.
- Że on niby potwierdzi to co powiedziałeś? Jeszcze czego.
- Tylko żebyś się potem nie zdziwiła.
- Tak właściwie, to co zrobiliście ze zwierzętami? Chyba ich nie zabiliście?
- Sarnę wypuściliśmy, a królika dołączyliśmy do tych które są w stajni.
- A więc zaraz to sprawdzę. Tylko najpierw mi powiedz jak wygląda.
- Jest szary, z białym brzuszkiem, pyszczkiem i łapkami.
- Takiego jeszcze nie mamy. Może po prostu jest brudny?
- W lesie raczej nie ma kurzu, nieprawdaż?
- I tak Ci nie uwierzę.
- No to chodź ze mną do stajni. Pokażę Ci go.
- Dobra.
      Ruszyła korytarzem, a ja szedłem za nią. Chyba zapomniała, że wciąż jest w piżamie i jest nieumalowana i nieuczesana, ale ja nie miałem zamiaru jej tego mówić.
      Po dojściu do zagrody królików Sarah spytała:
- Dlaczego jest o jednego więcej?
- Przecież Ci mówiłem. Widzisz, tu jest ten szary - wskazałem jednego
- Dobra, w to że złapałeś królika jeszcze uwierzę, ale w to, że złapałeś sarnę oraz idziesz uczyć się obrony i ataku podczas walki już nie uwierzę.
- Jak chcesz, ale ja potem nie będę zbierał Twojej szczęki z ziemi gdy Ci opadnie.
- Nie będzie takiej potrzeby - odwróciła się do wyjścia. W progu stał ojciec.
- Sarah, nie ma powodów, dla których nie mogłabyś uwierzyć swojemu bratu. Nie potrzebny mu trening w kwestii polowań, bo to ma już opanowane praktycznie rzecz biorąc do perfekcji. Teraz muszę go już tylko nauczyć jak bronić się i atakować przeciwnika. Luka, widzę, że jesteś już gotowy. Chodź za mną na pole. Tam jest wystarczająco dużo miejsca na naukę.
- A nie mówiłem? A skończymy przed 14:00? Bo obiecałem pokazać Sarze co robi jej przyjaciółeczka w bibliotece.
- O to się nie martw. Trening będzie trwać maksimum 2 godziny.
      Tak jak podejrzewałem, ćwiczyłem w zmienionej postaci. I tak jak mówił tata, skończyliśmy o 12:00.
- Luka, mogę prosić Cię jeszcze na słówko?
- Tak, a o co chodzi? - spytałem ubierając spodnie.
- Nie ciesz się z możliwości trenowania, bo ta możliwość właśnie się dla Ciebie zamknęła.
- Co? Czemu?
- Chodzi o to co zrobiłeś.
- To znaczy?
- Kiedy kazałem Ci obronić się przed wampirem, zrobiłeś coś... (ode mnie: w Mirai Chizu technika jest trochę nowocześniejsza, i po prostu mają tutaj inteligentne manekiny, które ukazują sposoby ataku i obrony zależnie od gatunku)
- Co źle zrobiłem? I dlaczego nie pozwalasz mi przez to dalej trenować?
- Właśnie chodzi o to, że nic nie zrobiłeś źle. Ponadto chwilę po tym, jak się obroniłeś techniką której nauczyłbyś się dopiero po kilku treningach, zaatakowałeś go tak, jak wszyscy uczą się atakować dopiero po roku. Nie ma sensu na chwilę obecną dalej Cię trenować.
- Serio? Ale mnie się podoba trenowanie.
- Hmm... A co byś powiedział na trenowanie boksu i zajęcia na siłowni żebyś sobie wreszcie mięśnie wyrobił?
- Cóż, na muskułach mi aż tak nie zależy, ale boks chętnie sobie poćwiczę. To kiedy zaczynamy?
- Dobrze. Czy pasowałoby Ci, gdyby w soboty i niedziele treningi trwały od 10:00 do 12:00, a w tygodniu od 20:00 do 21:00?
- Będą się odbywały codziennie?
- Tak. 
- A czy w tygodniu nie dałoby się od 18:00 do 19:00 na przykład?
- Nie mam przeciwwskazań, a dlaczego zmieniasz godzinę?
- No bo o 20:00 zaczynają lecieć w telewizji filmy.
- Ech, zapomniałem, że dzisiejsza młodzież polega głównie na technologii. Za moich czasów, to...
- Tak, wiem. Słyszałem to już milion razy. Nie obraź się tato, ale nie mam ochoty znowu tego słuchać. Wolę iść pod prysznic i pokazać mojej kochanej siostrzyczce, że mówię prawdę.
      O 13:00 byłem pod drzwiami mojej siostry. Właśnie słuchała "Something In Your Mouth" od Nickelback. To jest jeden z 3 zespołów i wykonawców zarazem, których obydwoje słuchamy. Do dwóch się nie przyznaję, bo nie chcę sprawiać jej satysfakcji, że jej idole mają niezłą muzykę. Nie było sensu pukać, bo i tak by nie usłyszała. Po tym jak przestąpiłem próg jej pokoju mój widok przyćmiło coś czarnego rzuconego na moją głowę. Muzyka została ściszona, ale nadal była słyszalna.
- Nie nauczono Cię, że się puka?
- I tak byś nie usłyszała, muzyka była zbyt głośna - ściągnąłem to coś z głowy.
- Może i tak. Po co przyszedłeś?
- Mam Cię dzisiaj zaprowadzić do biblioteki, pamiętasz?
- No tak, ale to dopiero za godzinę.
- Nie, za godzinę mamy już tam być. Przyszedłem Cię poinformować, żebyś się odpowiednio ubrała, czytaj, zero dużych dekoltów i coś za kolana.
- Dlaczego?
- Bo to biblioteka. Tak przy okazji, za 15 minut się zbieramy.
- Po co tak wcześnie?
- Ponieważ jest ona pół godziny drogi stąd pieszo - nie zapominaj, że nie ma nas dzisiaj kto podrzucić - a oni czasami zjawiają się tam kilka minut wcześniej. Chyba nie chcesz przegapić najlepszego?
- Czyli czego?
- Najpierw odpowiedz.
- Nie, nie chcę niczego przegapić.
- W takim razie szykuj sobie odpowiednie ciuchy i za 15 minut widzimy się przed bramą.
                                                *z pkt. Sary*
      Boże, jaki on okropny! Jakim prawem mówi mi, w co mam się ubrać? To moja sprawa! Owszem, rozumiem, że to biblioteka i w ogóle, ale nie kościół!
      Kiedy w końcu łaskawie postanowił wyjść z mojego pokoju, podgłośniłam muzykę i położyłam na łóżku sukienkę, którą oberwał gdy wszedł. Jest czarna, ponieważ wybrałam ją na dzisiejszy pogrzeb tego jakiegoś tam wampira. Muszę jeszcze tylko wybrać coś na jutrzejszy bal, ale tym zajmę się jak wrócę. Teraz trzeba wybrać coś do biblioteki.
      Po kilku minutach przeszukiwania szafy w końcu znalazłam coś, co powinno być odpowiednieJeżeli będzie mieć jakieś wąty to mam to głęboko w dupie. Nie ma prawa mi rozkazywać.
- No, jesteś! I to nawet minutę przed czasem. Szkoda tylko, że znowu ubrałaś się jakbyś miała pójść do klubu Go Go - powitał mnie jak zwykle miło mój cudowny brat.
- Szkoda tylko, że ty znowu się ubrałeś jak debil - odpłaciłam się tym samym.
- Ciekawe o co Ci chodzi.
- O Twoją bluzkę - ruszyłam przed siebie.
- Co z nią?
- Robisz mi obciach.
- Uzasadnij swoją wypowiedź.
- Robisz mi obciach tą bluzką, ponieważ... ponieważ... Och, ponieważ jesteś jednym wielkim idiotą i na każdym kroku to ogłaszasz!
- Nawzajem.
- Że niby ja jestem głupia?
- To też, ale mam na myśli to, że całe nasze stado wie, że jesteś łatwa, ale nie musi o tym wiedzieć całe miasto.
- Ale z Ciebie...
- Kto?
- Nie będę się wyrażać w miejscu publicznym. 
- No śmiało, przecież się nie obrażę.
- Ale z Ciebie skurwiały pojeb.
- Och, przestań, bo od tych słów serce mi pęka! - zawył teatralnie.
- Zamknij się, nie wszyscy muszą wiedzieć, że mam niedorozwiniętego debila za brata.
- Więc przestań się tak ubierać, bo nie wszyscy muszą wiedzieć, że mam dziwkę za siostrę.
- Przecież nie ocenia się książki po okładce.
- Niby tak, ale to jak się zachowujesz potwierdza moją teorię.
      Nie odpowiedziałam. Wiem, że wszyscy uważają mnie za dziwkę, ale to nie moja wina. Kiedyś tak wyszło, i tak już zostało. Chciałabym to zmienić, ale nie wiem jak. A może po prostu nie mam na razie takiej potrzeby? Tak, raczej tak. W sumie, zastanawiam się, dlaczego jestem dla Luki taka wredna. Pewnie dlatego, że mu zazdroszczę.
      Zazwyczaj jest tak, że to najmłodsze z rodzeństwa jest najbardziej rozpieszczane. W naszym przypadku to on był zawsze najlepszy i w ogóle. Zawsze dostawał lepsze rzeczy. Zawsze miał lepsze oceny. Zawsze miał lepsze dziewczyny niż ja chłopaków. Nigdy nie otrzymał opinii takiego, który z chęcią przeleciałby całe stado. Ma zajebisty głos gdy śpiewa, a ja fałszuję. Znaczy się, podobno mam ładny głos, ale mi się nie podoba. Kiedy ktoś mówi mi, że mam boski głos, zaprzeczam. Potrafi grać na pianinie, gitarze, perkusji... Chyba na wszystkim, a ja? W sumie też, ale nie tak dobrze. Od zawsze rodzice bardziej go uwielbiali. Jedynie dziadkowie utrzymywali nas na równi. Nigdy nie faworyzowali jednego z nas bardziej. To przez to, że tak bardzo mu zazdroszczę, tak bardzo go nienawidzę. Zrobiłabym chyba wszystko, żeby go zniszczyć.
      Gdy dotarliśmy na miejsce, była 13:45. Jolene pojawiła się w bibliotece o 13:55. Nie zauważyła nas. Z nią przyszedł Arthur i jakaś dziewczyna której nie znam.
- Zaczyna się - szepnął mi Luka na ucho i dał znak, żebym szła za nim.
      Dotarliśmy na I piętro, do działu z jakimiś zakurzonymi książkami. Przeleciałam wzrokiem po niektórych tytułach i okazało się, że to miejskie archiwa i drzewa genealogiczne różnych ras i rodów. Ciekawe jak długo nikt tu nie sprzątał. Gdzieniegdzie dostrzegłam nawet pajęczyny.
- Teraz słuchaj i patrz - wyszeptał i przesunął się, bym miała dobry widok
- To co, robimy to co zawsze? - spytał Arthur Jolene cicho, ale dostatecznie głośno, bym mogła go usłyszeć.
- Tak. Już nie mogę się doczekać - odpowiedziała
- Eee, mogę wiedzieć o co chodzi? - spytała dziewczyna która z nimi przyszła
- Spokojnie, moje wampirzątko, nic Ci się nie stanie pod warunkiem, że będziesz z nami współpracować.
      Że jak?! Przyszli tu z wampirzycą?! Myślałam, że ich znam...
- Skąd wiedziałeś, że jestem wampirzycą?
- Cóż, ja i moja dziewczyna jesteśmy wilkołakami i jak sama dobrze wiesz mamy zdolność wyczuwania kto z jakiej jest rasy.
- Wilkołaki? Po co mnie tu zaciągnęliście? Nie zapominajcie, że zabicie kogoś z innej rasy jest karane śmiercią.
- Och, ale my nie chcemy Cię zabić. Chcemy się tylko trochę pobawić. Może potem zostaniemy dobrymi przyjaciółkami? - powiedziała Jolene
- Raczej zabawić - sprostował ją Arthur
      Spojrzałam na brata i szepnęłam:
- Co oni będą robić?
- Nie domyślasz się? - pokręciłam głową
- Będą robić to - zaczął poruszać biodrami w przód i w tył
- Tutaj?
- No
- Ale to przecież jest miejsce publiczne
- Tak, ale do tej części biblioteki nikt nie przychodzi. Może czasami ja, ale to też rzadko. Dobra koniec gadania. Teraz lepiej skup się na nich. To dopiero jazda. Lepsze niż niejeden pornos.
      Facepalm. Wiem, że Luka jest czasami idiotą, ale żeby aż tak zboczonym to już nie. Pomimo tego, że nie miałam zamiaru na żywo oglądać trójkącika, to ciekawość, czy Luka na serio mówi prawdę wzięła nade mną górę. Kilka ich wypowiedzi mi uciekło bo rozmawiałam z Luką, ale przynajmniej dowiedziałam się, jak nazywa się wampirzyca.
- Moja droga Chloe, odpowiesz na jeszcze jedno nasze pytanie?
- Dobrze, a jakie?
- Czy chciałabyś to zrobić, tu i teraz, z nami?
- Co zrobić?
- To - Arthur chwycił ją od tyłu i zakrył usta żeby nie krzyczała, a Jolene podeszła i zaczęła rozpinać jej koszulkę. Chloe próbowała się wyrwać, ale Arthur trzymał ją w żelaznym uścisku. Pamiętam, że ma dużo siły i jest niezły w łóżku. To właśnie on był moim ostatnim chłopakiem. Rozstaliśmy się bez sporów. On nie zranił moich uczuć, a ja jego.
- Tak właściwie, to ile masz lat, Chloe? - spytał Arthur odsłaniając jej usta
- 16 - odpowiedziała z lękiem dziewczyna
- Ale 16 równe, czy na przykład 116?
- Równe... - powiedziała ledwo słyszalnym głosem
- Och, czyli nie mogę Cię przerżnąć.
- Jaka szkoda - dołączyła Jolene
- Ale Chloe, nie musisz się smucić, bo wciąż możesz zrobić mi loda - dodał z uśmiechem
- A ja wciąż mogę zrobić Ci minetę i vice versa - dopowiedziała Jolene
- N-Nie... Proszę, ja nie chcę
- A tak w ogóle, jesteś jeszcze dziewicą?
- Nie...
- Och, przeżyłam zaskoczenie!
- Dobrze, możemy przejść do rzeczy? Naprawdę mam już chcice - spytał zniecierpliwiony brunet.
      Ustawili dziewczynę w pozycji na pieska. Chłopak rozpiął swoje spodnie i włożył do ust płaczącej blondynki swojego członka. Natomiast szatynka uklękła za nią i zaczęła... O matko... Odwróciłam się do Luki. Zniknął. Okazało się, że przegląda jakąś książkę.
- Nie patrzysz już? - spytał kiedy mnie zauważył
- Coś ty. Mam dość seksu na co najmniej rok. Idziemy stąd?
- Poczekaj chwilę, chcę tylko coś doczytać do końca.
- Ok.
                                           *30 minut później, zamek*
      Wpadłam do pokoju i rzuciłam się do szafy. Otworzyłam ją na oścież i wyrzuciłam z niej wszystkie ciuchy na podłogę. Puściłam jeszcze piosenkę Maroon 5 "Harder To Breathe" i skupiłam się na wybraniu sukienki na jutrzejszy bal.
      Ostatecznie wybrałam krótką, czarną sukienkę. Myślę, że będzie idealna.
                                              *z pkt. Luki*
      Teraz Sarah 2 razy zastanowi się, zanim powie, że kłamię. Szczerze, mało mnie obchodziło co oni zrobią tej całej Chloe. Ja do biblioteki chodzę po to, żeby czytać książki, a nie żeby się pieprzyć. Kilka razy już było tak, że siedzę sobie w archiwum, przeglądam książki w poszukiwaniu informacji na temat jakichkolwiek wypadków, aż tu nagle słyszę jęki i myślę sobie "Matko, mogliby być ciszej".
      Pewnie zachodzicie w głowę, jak mogę nie korzystać z okazji obejrzenia darmowego porno na żywo? Odpowiedź jest prosta. Mało mnie to obchodzi. Nie jestem gejem czy coś, ale uważam, że takie orgie w miejscu publicznym są po prostu nienormalne. Tak w ogóle, to nie zaliczam się do tych facetów, którzy 24/7 oglądaliby pornosy.
      Po wejściu do pokoju opadłem na łóżko i sprawdziłem godzinę. 14:45. Zdążę przyszykować ciuchy.
      Na pogrzeb wybrałem klasyczny czarny garnitur, a na jutro garnitur, ale zamiast koszuli zwykły t-shirt i trampki do tego. Mało mnie obchodzi, czy ta cała księżniczka będzie mieć coś przeciwko czy nie. Jest 15:00. Czas zejść na obiad.
      Stoły były już nakryte. Służba już siedziała i czekała, aż wszyscy przyjdą, żeby móc zacząć jeść. W naszym zamku jest dalej prowadzony stary zwyczaj, że obiady powinno się jeść wspólnie. Poza tym, u nas nie ma czegoś takiego, że służba powinna być pomiatana przez władcę. U nas służący są traktowani jak my, tyle tylko, że sprzątają, gotują, itd.
      Usiadłem przy stole, tata już czekał, a siostry jeszcze nie było. Po kilku minutach przybiegła.
- No w końcu! Nie ogarniasz tego, że przez Ciebie zawsze siedzę głodny i patrzę na te smakowite dania, których nie mogę chociażby dźgnąć widelcem, bo Ciebie jeszcze nie ma? - powiedziałem
- Uspokój się. Musiałam wybrać sukienkę na bal wampirzycy - powiedziała siadając na przeciwko mnie
- Och, no jasne! Czyli ja mogę umrzeć z głodu, bo ty musisz wyglądać tak, żeby ktoś zechciał Cię przelecieć i ewentualnie zostać Twoim chłopakiem?
- Tak, ale nie mam ochoty na seks. Może w przeciwieństwie do Ciebie.
- No coś ty. Chwilowo mam ochotę tylko na jedno.
- Na co?
- Na gulasz, który właśnie stygnie na moim talerzu, ponieważ nie ma kto go zjeść. 
- Dzieci, spokój! Już! Skoro wszyscy są, to możemy zacząć jeść. Smacznego! - ogłosił ojciec
- Itadakimasu!(czyt. bez u na końcu) - wypowiedziałem z przyzwyczajenia po japońsku i zacząłem jeść ten cudnie pachnący gulasz. Po 10 minutach wstałem od stołu i poszedłem do pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz, żeby nikt mi nie przeszkadzał. W czym, zapytacie?
      Dawno, naprawdę dawno temu nie grałem. Postanowiłem sprawdzić, czy dalej potrafię grać. 
      Zdecydowałem, że zagram trochę trudniejszą melodię. Zawsze lubiłem wyzwania. Tak więc przystąpiłem do zagrania "Filament". To jedna z moich ulubionych piosenek, a na pianinie/fortepianie/keyboardzie też brzmi dobrze. 
      Wyszło bezbłędnie. Czyli jeszcze nie zapomniałem jak się gra i czyta z nut. To dobrze. Dzięki temu czasami wychodziłem z dołka. Zresztą wszyscy zawsze mówili mi, że gram bardzo emocjonalnie. To podobno dobrze wczuwać się w muzykę.
      Zagrałem jeszcze kilka utworów, aż w końcu stwierdziłem, że już 16:00 i wypadałoby się zbierać. Ubrałem garnitur, zabrałem do plecaka strój na jutro i resztę gratów które są mi potrzebne oraz rzeczy, z którymi prawie nigdy się nie rozstaję, tj. słuchawki, ładowarka do telefonu, tablet i ładowarka do tableta. Przecież wi-fi powinno tam być, co nie?
      Zszedłem na dół do garażu. Tata przygotowywał auto. Wsadziłem plecak do bagażnika i zająłem miejsce kierowcy. Pamiętam, jak zawsze kłóciłem się z Sarą o miejsce. Kto pierwszy, ten lepszy. Tak czy siak, tata zazwyczaj mnie pozwalał prowadzić auto, jako że jestem starszy.
      Po jakichś 10 minutach w garażu pojawiła się Sarah. Ubrała jakąś ciemną krótką sukienkę. Wyglądała jak zawsze. Włożyła swoją torbę do bagażnika i zajęła miejsce obok mnie z przodu. Po jakimś czasie byliśmy na miejscu, w San Francisco. Ja całą drogę miałem założone słuchawki i śpiewałem, a Sarah chyba też. Nie wiem, mało mnie to obchodzi.
      Ich podobno pałac wyglądał... Trochę jak z jakiegoś horroru, ale mnie to pasuje. Weszliśmy do środka. Zostaliśmy zaprowadzeni do naszego pokoju.
- Wspólny pokój - pomyślałem - Jeśli się nie pozabijamy, to to będzie cud.
      Powiedziano nam, że pogrzeb odbędzie się o 20:00. Tak więc pozostało tylko czekać. Nigdy nie pomyślałbym, że pogrzeb, a już w szczególności wampira, może mnie zaciekawić i wywrócić moje życie do góry nogami...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
      Oto druga i ostatnia zarazem część 4 rozdziału. Podzieliłam to na 2 części, bo normalnie wyszedł by zbyt długi. I jak wrażenia? Co sądzicie o Luce, Sarze i reszcie? Szczególna prośba do Was: Podejrzewam, że żadna z Was nie słucha j-music. Nawet jeśli uważacie, że to brzmi jak przyciskanie kotów czy coś, to proszę Was o wysłuchanie piosenki, która pojawiła się w tym rozdziale, "Moonlight". I rzeczywiście, facet który to śpiewa to ten ze zdjęcia Luki w bohaterach. I pytanko: Byłybyście za tym, żebym czasami pisała jakieś proste sformułowania typu dziękuję itp. po japońsku? Tak żeby było wiadomo. Ostatnio Lena powiedziała mi, że jak czytała 1 część 4 rozdziału to nie wiedziała o co c'man, bo nie napisałam z czyjego to punktu widzenia. Chcę poinformować Was, że to, z czyjego rozdział będzie punktu widzenia będzie zależeć od koloru nagłówka. Selene, Lorraine, Laurent, Alexander - czerwony, Luka, Sarah - brązowy bądź czarny, Cassandra - różowy, Luna - niebieski, Damien, Dominic, Paul - zielony. Następny rozdział będzie z pkt. Cassandry, czyli różowy nagłówek. I pragnę powiedzieć jeszcze, że blog w swojej późniejszej działalności będzie zawierał wulgaryzmy i sceny 18+, tak jak dzisiaj. Myślę, że to wszystko, co chciałam zakomunikować. Późno już, tak więc oyasumi (dobranoc) i do zobaczenia
                                               +Selene+

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 4 cz.I

"Przemiana"


      To właśnie dzisiaj ma odbyć się ceremonia inicjująca mnie jako wilkołaka. Jest 11 październik 2013 r, godzina 23:55. Za 5 minut stanę się prawdziwym wilkołakiem. To znaczy, że nareszcie będę mógł się zmieniać w wilka. Jestem naprawdę szczęśliwy. Według mnie to niesprawiedliwe, że możemy zostać zmiennokształtni dopiero w wieku 19 lat. Już nie mogę się doczekać, kiedy wyruszę na pierwsze polowanie.
- Luka, chodź wreszcie, bo spóźnisz się na własną ceremonię, a następna będzie mogła być tylko za dwa lata. Później już nie będziesz miał możliwości przejścia przemiany, więc był byś tak łaskawy i ruszył dupsko?! - wydarła się na mnie moja młodsza o rok siostra wchodząc do mojego pokoju.
- Przecież już idę. I dobrze wiem, kiedy można przejść przemianę - odpowiedziałem
- Leżenie na podłodze i gapienie się na sufit, na którym są nabazgrane jakieś pacyfistyczne obrazki i ludzie z oczami na pół twarzy nazywasz chodzeniem?
- Nie. A ci "ludzie z oczami na pół twarzy", jak to określiłaś, to postacie z mang i anime.
- Mało mnie obchodzi co to jest, ale jest już 23:56 i było by miło, gdybyś raczył stawić się na własnej ceremonii, chyba, że nie chce Ci się jej obchodzić, to trzeba było wcześniej powiedzieć, byśmy nie przygotowywali tego wszystkiego!
- Nie musisz na mnie krzyczeć. A do miejsca ceremonii jest niecała minuta drogi stąd. Nie martw się, zdążę.
- No żebyś się nie zdziwił. Pamiętaj, że w kręgu musisz być najpóźniej o północy. Równo.
- Wiem, wiem. Naprawdę, ktoś mógłby Cię w końcu przedmuchać...
- Słucham?!
- Jak to mawia mój kumpel: "Baba bez bolca dostaje pier...
- Zamknij się! - wyszła trzaskając drzwiami
...dolca" - uśmiechnąłem się pod nosem
      Sarah dostaje szału za każdym razem, gdy ze mną rozmawia. Nie wiem czemu. Miała niezliczoną ilość chłopaków. Dziewicą też już dawno nie jest, ale od jakichś 6 miesięcy jest sama, bo stwierdziła, że u nas nie ma nikogo, kto by jej odpowiadał. Gdyby założyła sobie zeszyt A4 96-kartkowy, żeby zapisywać w nim swoich chłopaków, musiałaby założyć drugi taki sam. Mnie spokojnie starczyłby zeszyt A5 16-kartkowy. 
      To nie tak, że nie chcę mieć dziewczyny, ale jestem po prostu stały w uczuciach i nie zmieniam partnerek jak bielizny. Szczerze mówiąc, nigdy nie miałem jeszcze uczucia, że to "ta jedyna". Owszem, byłem w nich zauroczony, ale na pewno nie zakochany.
      Mogliście odnieść wrażenie, że jestem lekkoduchem, niczym się nie przejmuję, itd. To prawda, jestem taki, ale jak każdy, mam też swoją drugą stronę. Lepiej mnie nie denerwować, bo inaczej może się to źle skończyć.
      Dla przykładu: Kiedyś poszedłem ze swoją dziewczyną do baru, a tam jakiś podpity gostek może trochę starszy ode mnie zaczął ją zaczepiać w stylu "ale z ciebie fajna dupa" itp. Próbowaliśmy go od niej odpędzić, ale wtedy zaczął się do niej dobierać. Nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego. Skończyło się to tak, że on wylądował na OIOM-ie i leżał tam przeszło miesiąc, dziewczyna mnie rzuciła bo stwierdziła że nie chce mieć nic wspólnego z takim brutalem, a do dzisiaj ten chłopak omija mnie szerokim łukiem gdy tylko mnie widzi, a przecież przeprosiłem.
      Inna sytuacja to taka, w której kiedyś przyłapaliśmy na naszym terenie wampira, który zabijał naszych. Sprowadzono go do lochów, gdzie miał czekać na sąd. Wiadome było, że i tak go zabiją, ale prawo każe odstawiać te wszystkie ceregiele. Nakazano mi zanieść skazańcowi ostatni posiłek. Gdy wszedłem do celi, wkurzył mnie i odszarpałem mu głowę. A nie byłem wtedy jeszcze zmiennokształtny. Wywiozłem ciało do świata ludzi, do odległego zakątka. Do dzisiaj nikt o tym nie wie.
      Ale takie napady agresji miewam tylko wtedy, jeśli ktoś mnie mocno wkurzy. Normalnie nic mnie nie obchodzi. Ani wydarzenia, ani osoby. Nic. Najchętniej siedziałbym całymi dniami w pokoju przed kompem i słuchał muzyki, oglądał seriale, filmy, albo czytał książki.
      Tak, mamy internet. Tak samo jak w ludzkim świecie, mamy przecież XXI wiek. Nasz świat jest taki sam. Różni się w nim tylko to, że mieszkają tu istoty nadnaturalne a nie ludzie, oraz mamy trochę inny krajobraz. Wiosna jest... kolorowa i pachnąca, czasami popada. Lato jest gorące, prawie bez deszczu. Jesień jest mokra, mgielna i wietrzna, a zima biała, ciemna i zimna. Tyczy się to oczywiście nie wszystkich krajów, bo na przykład w Afryce nie ma przecież zimy. Różnicą jest też to, że wszędzie są lasy i żyje tu dużo "szlachetnie urodzonych". Każda rasa ma swoją rodzinę królewską. U wilkołaków jest nią moja.
      I wydaje mi się, że to przez to ja i Sarah jesteśmy w naszym stadzie najbardziej pożądani. Znaczy się, to się tyczy chyba tylko mnie, ponieważ nie mam ani kaloryfera ani nic, bo Sarah jest ogólnie ładna i zaokrąglona gdzie trzeba.
      Szkoły też tu są. Niestety. Ale nie ma na szczęście polityków. Jak czasami oglądam telewizję, to jak widzę tych wszystkich polityków to mam ochotę iść wiecznie spać. Nudne to jak flaki z olejem.
      Właśnie doszedłem na miejsce ceremonii.
- Och, więc zdecydowałeś się ruszyć dupsko z podłogi i przyjść? - powitała mnie Sarah
- Sarah, mogłabyś być dla brata miła chociaż przez 5 minut? - spytał tata
- Nie tato. To niewykonalne. Jesteś pewien, że to mój brat?
- W 100%.
- I może mi jeszcze powiesz, że biologiczny, a nie przyrodni?
- Tak.
- Ale my się przecież kompletnie różnimy! No dobra, może obydwoje mamy ciemne włosy, oczy i ciemniejszą karnację niż inni, ale z charakteru jesteśmy ze sobą w ogóle nie powiązani! Spójrz tylko na niego! Nie ma nawet zarysu mięśni, podczas gdy ja noszę w staniku miseczkę C a nawet D, a jestem rok młodsza!
- Dziewczynki szybciej dojrzewają.
- Ale jego kumple, którzy mają 15-16 lat mają sześciopak, a on co? Gów...
- Dobrze, zrozumiałem. Ty po prostu wdałaś się w mamę, a Luka w dziadka, nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru.
- Ale dziadek miał mięśnie!
- Jednak jak był w wieku Luki to też nic nie miał. Poszedł po prostu na siłownię, bo poznał Waszą babcię i chciał się jej spodobać.
- Ale...
- Żadnych ale. Skoro nie potrafisz być miła dla brata, to przynajmniej nic nie mów. Swoją drogą szkoda, że nie ma ich teraz z nami...
      Nasza mama i jej ojciec, czyli nasz dziadek, zmarli, kiedy złapano tamtego wampira. Zabił wtedy nie tylko ich, ale takie rzeczy się pamięta. Miałem wtedy 15 lat. To między innymi dlatego oderwałem mu głowę.
      Jeśli o naszą babcię chodzi, to podobno zginęła w wypadku samochodowym, ale kiedy szukałem w internecie, bibliotece, a nawet archiwum informacji o jakimkolwiek wypadku z tego dnia, nic nie znalazłem. Wiem, że to jeszcze nic nie znaczy, ale mam przeczucie, że ona wcale nie zginęła, i ciągle gdzieś tam żyje.
- Dobrze Luka, jest 23:58... już 23:59. Rozbieraj się.
- Nie rozbiorę się przy niej.
- Och, przecież penis nie jest mi dziwny. Poza tym kiedyś razem się kąpaliśmy - powiedziała Sarah
- Ale wtedy nic tam nie miałem. A teraz urosłem nie tylko wzrostowo, ale w spodniach też.
- Oj przestań, widziałam już naprawdę dużego. Nie masz się co wstydzić.
- Wierz mi, że nie.
- Dobra, rozbieraj się, bo nie zdążysz.
      Ściągnąłem bluzkę, buty, spodnie i skarpetki. Przy bokserkach się zawahałem.
- No dalej, 10 sekund Ci zostało.
      Bokserki już leżały na ziemi. Wszedłem do kręgu.
- O MÓJ BOŻE! Cofam to, co mówiłam wcześniej. TERAZ to naprawdę widziałam dużego.
- A nie mówiłem?
- Cisza! - powiedział ojciec - Sarah, idź na południową stronę kręgu, ja idę na północną, a ty Luka odwróć się lewym ramieniem do mnie.
      Zrobiliśmy jak kazał. Gdy wszyscy byli ustawieni wieża zegarowa właśnie zaczęła wybijać północ. Od teraz mam 19 lat. Po chwili poczułem lekki ból w żebrach. Złapałem się tam.
- Luka, nie ruszaj się! Jeśli coś Cię boli, to znaczy że wszystko jest w porządku! Musisz pozostać w bezruchu! - krzyknął tata
- Nie da się do jasnej cholery! - odkrzyknąłem
- Wszystko się da, tylko parasola w dupie się nie da otworzyć! - powiedziała Sarah
- Ta jasne. Ciekawe co ty powiesz za jakieś 10-11 miesięcy!
      Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Poczułem jak wszystkie kości mi się łamią, a już po chwili oglądałem świat z perspektywy wilka. Ale super... 
- Możesz już wyjść z kręgu - usłyszałem głos taty - Chcesz zobaczyć jak teraz wyglądasz? - skinąłem głową - No to tu masz lustro.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
      I tak oto pojawia się 1 część 4 rozdziału. Część druga powinna pojawić się jakoś pojutrze, ale nie obiecuję. Dzisiaj było z pkt. widzenia Luki, następnym razem również tak będzie. Podobało się? Bo mnie szczerze mówiąc niezbyt, tak się to ani kupy ani dupy nie trzyma. Komentujcie i do zobaczenia
                                                   +Selene+