"Wspomnień ciąg dalszy"
A Vampire's Lullaby
Chodziliśmy tak, nie wiem jak długo, aż w końcu doszliśmy do drzwi koloru świeżej krwi. Dosłownie. Gdy weszliśmy do środka, usiadłam na kanapie ustawionej na środku komnaty. Alexander stanął za mną i... Podał mi kieliszek czerwonego wina. Zaraz jednak usiadł koło mnie.
Zaczęliśmy o czymś rozmawiać, ale tak samo jak było podczas tańca, nie mam pojęcia o czym. Byłam zbyt pochłonięta myśleniem o tym, czy Lorraine bezpiecznie wróciła do domu, oraz o tym, że to wino jest przepyszne.
W pewnym momencie Alexander nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha:
- Selene, odkąd pierwszy raz Cię zobaczyłem, zapragnąłem mieć Cię, móc na Ciebie patrzeć każdego dnia, móc Cię posmakować. Zapragnąłem Ciebie.
Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Z jego jednej odpowiedzi wynikało, że mógł być wampirem. Rozum podpowiadał mi, że jeżeli to prawda, to powinnam stąd uciekać jak najszybciej i jak najdalej od niego. Ale serce w ogóle nie liczyło się ze zdaniem rozumu. Mówiło mi:
- "Zostań, przecież nic Ci się nie może stać. Spójrz na niego. Czyż nie jest przystojny? A nawet jeśli okazałby się wampirem, to czy nie chciałabyś mieć takiego przystojniaka na wyłączność przez wieczność?"
Ja jednak pozostałam wierna rozumowi. Musiałam jakoś wydostać się z tego zamku. Tylko jak? Moje rozmyślanie nad planem ucieczki przerwała kolejna wypowiedź Alexandra:
- Moja droga Selene, pewnie nie pamiętasz swoich poprzednich żyć, prawda?
- Niby jakim cudem miałabym je pamiętać?
- Tak, to zrozumiałe. Wampiry i inni członkowie magicznej społeczności mają tę zdolność. A jak zapewne już sama się domyśliłaś, jestem wampirem.
- Owszem, po twojej wypowiedzi wyszeptanej mi na ucho łatwo było się domyślić. Ale do czego zmierzasz z tymi poprzednimi życiami?
- Hmm... Zmierzam do tego, że miałaś wiele wcieleń. Zawsze miałaś na imię Selene. W dodatku w każdym życiu byliśmy razem. W trzech byłaś księżniczką, w dwóch ubogą chłopką, a w jednym nawet sierotką. W tym ostatnim przygarnąłem Cię, poczekałem aż skończysz 18 lat i zmieniłem Cię w wampira. Tak zresztą było w każdym. Za każdym razem Cię przemieniałem.
- Ale skoro za każdym razem byłam wampirzycą, to jakim cudem umierałam?
- Cóż... Nie chcę wytykać Ci błędów, ale to dzięki sobie samej umierałaś. A właściwie byłaś zabijana. Gdy byłaś księżniczkami, twój lud nie chciał, żeby krajem rządziła wampirzyca związana z dwoma istotami jednocześnie. Gdy byłaś chłopkami, najpierw zabił Cię ojciec, a później... Miłość do nieodpowiedniego mężczyzny.
- A jak umarłam jako sierotka?
- Nie przeszłaś przemiany. Nie wszyscy to wytrzymują. Każdy po ugryzieniu zmienia się w wampira, lecz nie każdy przechodzi okres próbny.
- Okres próbny?
- Tak. Trwa on tydzień od ugryzienia. Jeżeli w tym czasie zaczniesz się gorzej czuć albo coś w tym stylu, to pewne jest, że w czasie tych 7 dni umrzesz. Sierotką byłaś w twoim ostatnim i najsłabszym życiu. Byłaś wtedy płaczliwa, nieśmiała, spokojna, bojaźliwa. I słaba. Bardzo słaba. Nie byłaś w stanie znieść przemiany.
- Aha. Chwileczkę, czy ty powiedziałeś, że jako księżniczka byłam w związku z dwoma chłopakami naraz?
- Owszem.
- Z kim?
- Ze mną oraz z jakimiś wilkołakami.
- To ile ty tak właściwie masz lat?
- Sam nie wiem. Przestałem liczyć gdy wybiła mi 100.
- Aha... A o co chodziło z tym, że zabiła mnie miłość do nieodpowiedniego faceta?
- Cóż, wybrałaś wilkołaka zamiast mnie oraz zaszłaś z nim w ciążę. Ale...
- Ale co?
- Ale zabiło Cię właśnie to dziecko, a nawet jeszcze się nie urodziło. Ktoś, kto jest pół wampirem, pół wilkołakiem, to hybryda. Hybrydy są silniejsze od obu ras. A ty po prostu nie wytrzymałaś tego. Oczywiście wraz z tobą umarło i dziecko.
- No nieźle... A dlaczego własny ojciec mnie zabił?
- Ponieważ wychowywał Cię na osobę, która powinna nienawidzić wampirów i reszty. A jako że zostałaś wampirzycą, to...
- To mnie zabił. Ale jakim cudem? Przecież wampirów podobno nie można zabić?
- Cóż, niby tak, ale jednak jakieś sposoby na to są. Jest ich 3: Wbicie osikowego kołka w serce, ucięcie głowy, albo zostawienie wampira na kilka tygodni samego bez dostępu do krwi. Wtedy nie będzie mógł wytrzymać z pragnienia i to go zabije. Tak po prostu.
- Po co mi to wszystko mówisz tak właściwie?
- Ponieważ tym razem zrobię wszystko, żeby Cię nie stracić - powiedział i chwycił mnie za ręce tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz mi je oderwie
- Puść mnie. Muszę już wracać do siostry.
- Proszę, zostań jeszcze chwilę. Twoja siostra na pewno już dawno wróciła do domu. Nie masz się czym martwić.
- Dobrze, zostanę, ale krótko.
- Oczywiście...
Gdy w końcu skończyliśmy rozmawiać, wstałam i zaczęłam iść w stronę drzwi. Już miałam je otworzyć, gdy za mną pojawił się Alexander i przyparł mnie do nich. Lewą ręką trzymał moje obie ręce w górze, a prawą zamknął drzwi na klucz i wyrzucił go za siebie. Miałam zamiar kopnąć go w krocze, ale uświadomiłam sobie, że skoro drzwi są zamknięte, to nie miałabym jak uciec. Oczywiście mogłabym skoczyć z balkonu, ale wolałam nie ryzykować, że coś mi się stanie.
- Chyba nie sądziłaś, że tak po prostu dam Ci stąd odejść - wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszły ciarki od jego tonu i głosu - Zorganizowałem dzisiejszy wieczór po to, żeby uczcić twoje 18 urodziny, oraz po to, by Cię przemienić.
- Dlaczego aż tak bardzo Ci na tym zależy?! Nie mogę po prostu wieść zwyczajnego życia?! Chcę się zestarzeć i umrzeć ze starości, a nie z powodu pragnienia krwi lub buntu rodziny, znajomych i poddanych! Nie takie życie chcę wieść! Chcę być normalna! Nie możesz sobie znaleźć jakiejś innej dziewczyny?!
- Nie! I jak śmiesz mi się sprzeciwiać?! Jestem księciem, a wkrótce będę twoim mężem, i dzięki temu stanę się królem! Masz mnie słuchać - krzyknął obracając mnie do siebie.
- Mam gdzieś to, że jesteś księciem! Nie licz na to, że zostanę twoją żoną! Nie masz prawa decydować o tym za mnie! Nie masz nawet mojej zgody na ten ślub! - wykrzyczałam mu w twarz, a na koniec naplułam mu do oka. Wyglądał na naprawdę wkurzonego. W sumie, to po jego czynach też można było to wywnioskować. Rzucił mnie na ziemię. Dosłownie, rzucił.
- Może w chwili obecnej się na to nie zgadzasz, ale zaraz sprawię, że nie będziesz widzieć świata poza mną! - w chwili gdy to mówił, usiadł na mnie i przytrzymał moje ręce przy ziemi.
Pochylił się nade mną, wyszeptał mi jeszcze coś czego kompletnie nie rozumiałam, ponieważ było w innym języku, ale te słowa sprawiły, że przestałam się wyrywać. Czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam nawet niczego powiedzieć. Pocałował mnie namiętnie w usta, po czym wbił swoje kły w moją szyję. Praktycznie nie czułam bólu. To było jak ukłucie komara, tyle że było długie. Czułam za to, jak wysysa moją krew. To było... Bardzo dziwne uczucie. Po chwili przed oczami zrobiło mi się ciemno.
Gdy otworzyłam oczy, wciąż leżałam w tej komnacie na ziemi. Usiadłam. Zobaczyłam, że Alexander stoi na balkonie z kieliszkiem wina w ręce. Nienawidziłam go. Ale jednocześnie go pragnęłam. Wbrew swojej woli.
- O, widzę że już odzyskałaś przytomność - podszedł i przykucnął przy mnie - A co za tym idzie, jesteś już wampirzycą.
Chciał mnie wtedy pocałować. Ale nie zdążył, ponieważ dostrzegłam, że na podłodze przy mnie leży klucz do drzwi i schyliłam się po niego. Podniosłam się, Alexander razem ze mną. Kopnęłam go w krocze, żeby zyskać chociażby kilka sekund czasu, żeby otworzyć drzwi. Potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Otworzyłam drzwi i zaczęłam uciekać korytarzem, a Alexander biegł za mną. Pomyślałam, że przecież nie wiem jak wyjść z tych korytarzy. Ale wtedy "przybyły" do mnie wspomnienia z moich poprzednich żyć. Okazało się, że raz albo dwa już byłam w tym zamku. Co prawda te korytarze wyglądały trochę inaczej, ale dzięki tym wspomnieniom nie trafiłam w żadną ślepą uliczkę.
Gdy przede mną pojawiły się te same drzwi, którymi dzisiaj wchodziłam z Lorraine i Laurentem na schody, zaczęłam biec jeszcze szybciej. Otworzyłam je z impetem. Zjechałam na dół po poręczy schodów. Przed drzwiami wyjściowymi stał Laurent. Gdy mnie zobaczył, mina mu zrzedła i natychmiast otworzył mi drzwi. Słyszałam jak je za mną zatrzaskuje. Spojrzałam przez ramię, wciąż biegnąc. Nigdzie nie widziałam Alexandra. Nie przestałam jednak biec, bowiem czułam się, jakby ktoś mnie obserwował.
Kiedy dotarłam przed dom, poprawiłam suknię, zakryłam szyję włosami i przywołałam na twarz uśmiech. Zapukałam. Drzwi otworzyła mi mama.
- O której to się wraca do domu? Już dawno ciemno jest! I dlaczego zostawiłaś siostrę samą?
- Mamo, zaraz Ci wytłumaczę. Nie chciałam zostawiać Lorraine, ale powiedzieli, że Ci, którzy nie mają jeszcze 18 lat, muszą wyjść. Chciałam iść za nią, ale drzwi się wtedy zamknęły, a książę Alexander zaproponował, że pokaże mi zamek. Nie potrafiłam mu odmówić. Kiedy weszliśmy do jakiejś komnaty, prawdopodobnie jego, dał mi kieliszek czerwonego wina, usiadł koło mnie i...
- I co było dalej?
- I... Opowiedział mi historię tego zamku. Dawno temu mieszkało tu kilka rodzin królewskich, które szybko przestały istnieć, z powodu tragicznych śmierci następczyń tronu. Tak więc ten zamek stał długo pusty, aż do teraz - nie potrafiłam powiedzieć matce prawdziwych wydarzeń
- Interesujące. Skąd książę tyle wie o tym zamku w tak młodym wieku?
- Jego rodzina kiedyś przyjaźniła się z tamtymi rodzinami. Stąd tak dokładne opisy sytuacji.
- Aha. Córeczko, czemu jesteś taka zdyszana? Biegłaś?
- Tak. Zobaczyłam że jest już całkowicie ciemno, więc chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
- Dobrze. A teraz idź na górę do pokoju spać, ponieważ już jest bardzo późno.
- Oczywiście mamo.
Kiedy weszłam do pokoju, Lorraine siedziała na łóżku z podkulonymi nogami. Nie widziałam jej twarzy. Słyszałam tylko szlochanie. Usiadłam koło niej i zapytałam:
- Lorraine, o co chodzi? Czemu płaczesz?
- Przez Ciebie. W ogóle się mną nie interesujesz. A poza tym, wszyscy zawsze zwracają uwagę tylko na Ciebie. Ja jestem dla nich jak powietrze albo dodatek do najpiękniejszej i najbardziej utalentowanej dziewczyny w okolicy.
- Więc to o to chodzi? Myślisz, że żaden chłopak się tobą nie interesuje?
- Tak.
- To nieprawda. Dajmy chociażby takiego Ronalda Mc...Coś tam. Nie odrywa od Ciebie wzroku.
- No tak, ale ty słyszałaś kiedykolwiek takie imię? Ronald? Nie żartuj. Do tego jest o głowę niższy ode mnie, ma rude loki jak baran, oczy koloru sraczkowatego i jeszcze ma pełno pryszczy. No po prostu idealny kandydat na męża i ojca.
- Dobra, może to nie był najlepszy przykład, ale są też jeszcze inni którym się podobasz.
- Wiem, ale oni nie podobają się mnie. Jedyny chłopak, który naprawdę mi się podoba i który mnie naprawdę interesuje, spędził dziś z tobą cały wieczór.
- Mówisz o Alexandrze?
- Tak.
- A-Aha... Powiem Ci tylko tyle, że wcale nie jest taki fajny na jakiego wygląda.
- Nieprawda. Słyszałam twoją rozmowę z mamą. Oprowadził Cię po zamku, opowiedział jego historię, zaprowadził do swojej komnaty. No po prostu okropny.
- Słuchaj, to co powiedziałam mamie do momentu z winem było prawdą, a potem nic nie było prawdą.
- Dlaczego ją okłamałaś?
- Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że książę Alexander zaczął się do mnie dobierać i przemienił mnie w wampirzycę.
- Że jak?! Jesteś wampirem?!
- Głośniej, bo w piekle Cię jeszcze nie słyszeli.
- Wybacz. Ale ty mówisz serio?
- Tak - odgarnęłam włosy z szyi. Lorraine wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Razem postanowiłyśmy, że na razie nikomu o tym nie powiemy.
Przeszłam okres próbny i stałam się prawdziwą wampirzycą. Kilka dni potem wybuchła zaraza. Wszyscy padali jak muchy. W końcu zaraza doszła do naszego domu. Ojciec umarł pierwszy, zaraz potem matka. Lorraine była w opłakanym stanie. Mnie oczywiście zaraza nie dosięgnęła, ponieważ byłam wampirem. Nie mogłam patrzeć na śmierć kolejnej bliskiej memu sercu osoby. Zapytałam ją:
- Lorraine, chciałabyś żyć dalej?
- Tak. Ale proszę, nie chcę być wampirzycą.
- Przykro mi, ale nie ma na to żadnego lekarstwa.
- Nie, proszę. Nie chcę żyć wiecznie.
Ostatkami sił próbowała mi się wyrwać. Wyszeptałam jej więc to samo, co mi Alexander. Teraz już wiem co to znaczy. Oznacza to: "Miłość To Dar Boga, Śmierć To Dar Diabła, Zmartwychwstanie i Nieśmiertelność To Dar Potworów". Jak tylko przestała się rzucać, ugryzłam ją. Potem mogłam tylko czekać, aż się obudzi.
Lorraine również przeszła okres próbny. Nieliczni mieszkańcy naszej wioski przeżyli epidemię. My zamieszkałyśmy w zamku na strasznym wzgórzu. Razem z Alexandrem... Długo próbował mnie dorwać. Chodzi mi o to, że strasznie długo zajęło mu następne pocałowanie mnie. Dokładniej rzecz biorąc, 15 lat. Było to w noc oficjalnego otwarcia Mirai Chizu - równoległego świata potworów. Odbyło się to w Paryżu. Czarodzieje i czarownice zaczęli swoje czary, aż w końcu przed nami ukazał się portal. Był to piękny widok, wtedy się zdekoncentrowałam i ten dupek mnie pocałował. Wbrew mojej woli. Od tej pory jednak pragnę go. Wbrew temu co czuję. A mianowicie, do niego czuję jedynie nienawiść za życie wieczne, które mi ofiarował.
W związku z tym musieliśmy przeprowadzić się do naszego nowego świata. Zamieszkaliśmy nie w zamku, lecz w pałacu. Dużo się to nie różni, ale wystrój był na pewno dużo bardziej elegancki i królewski.
Kiedyś szukałam w naszej pałacowej bibliotece czegoś o mocach wampirów. Dowiedziałam się stereotypów: są szybsze i silniejsze niż ludzie. Ale dowiedziałam się również, że jeśli tylko chcą, mogą sprawić, by jakakolwiek osoba na świecie ich pożądała. Żeby tego dokonać, trzeba było zrobić jedną, prostą rzecz. Jeżeli ta osoba jest człowiekiem, należy ją pocałować, przemienić, i potem znowu pocałować. W przypadku potworów, wszystkich, wystarczy tylko wypić ich krew i pocałować. Ale, zawsze jest jakiś haczyk. W tym przypadku, haczykiem jest to, że...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak się podobał rozdział 2? Wiem, znowu długaśny. Pragnę Was poinformować, że jeszcze kilka rozdziałów będzie w formie takiego tasiemca, ale potem będą już krótsze. Jak myślicie, co jest haczykiem? Mam również prośbę: Piszcie w komentarzach, czy obrazki i muzyka pasują do rozdziału 1 i 2. Wiem, że do tego rozdziału muzyka niezbyt, ale tu patrzałam na tytuł, a melodia według mnie fajna. W każdym razie, jakiekolwiek zażalenia proszę składać w komentarzach.
+Selene+
"Wampirzyca"
Dzisiaj, jak każdego dnia zresztą, miałam lekcję manier. Jak w starych czasach. No ale co ja mogę za to, że jestem najstarszą żyjącą wampirzą księżniczką z mojego rodu? Mam 18 lat... Od 100 lat. Po mnie jest moja 117-letnia siostra. Później jest jeszcze kilka dziewczyn, ale one już urodziły się wampirami. Mają obecnie jakieś 70-80 lat. Aroganckie idiotki. Dlaczego trafiłam akurat na królewskie wampiry, a nie na normalne?
Owszem, na początku mi się podobało, że jestem traktowana po królewsku i w ogóle, ale po jakimś czasie całkowicie się przekonałam, że królewski rodzaj wampirów jest po prostu arogancki, zapatrzony w siebie i bezduszny.
Dziś, 12 października, są moje urodziny. 118... Coraz częściej zaczynam żałować, że poszłam do tego przeklętego zamku... Opowiem Wam, jak to się stało, że jestem wampirem.
WSPOMNIENIA SELENE
Razem z moją młodszą siostrą, Lorraine, szłyśmy ulicą w stronę centrum. Musiałyśmy zrobić zakupy, jak co tydzień. Zawsze chodziłyśmy wszędzie razem. Byłyśmy nierozłączne. Gdy wychodziłyśmy ze sklepu, koło nas przebiegła grupka dzieci. Jedno z nich ukradło Lorraine koszyk z zakupami, w którym był również portfel z pieniędzmi. Zaczęłam za nim biec. W tamtych czasach, jak na dziewczynę, w cholernie długiej i ciężkiej sukni, byłam bardzo szybka. Byłam najszybszą dziewczyną w naszym miasteczku. Dogoniłam tego dzieciaka bez problemu.
- Oddaj ten koszyk, natychmiast - zarządziłam zastawiając mu drogę.
- Prze-Przepraszam... - wyjąkał oddając mi koszyk.
Przeliczyłam szybko pieniądze. Wszystkie były. Wpadłam na pewien pomysł. Widziałam, jak dziecko znika za zakrętem. Postanowiłam go dogonić.
- Hej, poczekaj chwilę - powiedziałam łapiąc go za ramię.
- Niczego nie ukradłem! Wszystko zostawiłem w koszyku! - powiedział z przerażeniem w głosie. Wyglądał, jakby się miał zaraz rozpłakać.
- Spokojnie, nie musisz się bać. Chciałam Cię tylko o coś zapytać.
- O co...?
- Z kim mieszkasz?
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Po prostu odpowiedz.
- No to... Yyy... Jestem ja, brat, siostra, mama, tata i babcia.
- Czyli jest was w sumie 6?
- Tak...
- Masz tu... - otworzyłam portfel i przeliczyłam monety - 12 złotych monet. Po 2 na każdą osobę.
- Złotych?!
- Tak.
- A więc to ty jesteś Selene?
- We własnej osobie.
- Zawsze chciałem Cię zapytać gdzie nauczyłaś się tak szybko biegać.
- Nie wiem. Po prostu jestem szybka.
- Też bym chciał tak szybko biegać.
- Jeżeli będziesz trenować, to na pewno staniesz się tak szybki jak ja, a nawet szybszy.
- Tak myślisz?
- Tak. Zapamiętaj jedno: Jeżeli będziesz mocno wierzyć w swoje marzenia, to na pewno się spełnią.
- Skoro tak mówisz, to na pewno tak zrobię.
- A, jeszcze jedno. Dam Ci coś, jeśli mi obiecasz, że już więcej nie będziesz kraść.
- Dobrze, obiecuję.
- W takim razie, proszę - przykucnęłam przy nim i dałam mu buziaka w policzek.
- Dziękuję... Rodzice mi nie uwierzą, że spotkałem Ciebie i że dałaś mi monety i pocałowałaś mnie w policzek - powiedział czerwieniąc się.
- W takim razie, co powiesz na to, żebym odprowadziła Cię do domu?
- Naprawdę?
- Tak, ale musisz mnie zaprowadzić, bo nie wiem gdzie mieszkasz.
- Dobrze!
- Musimy jeszcze tylko wrócić pod sklep po moją siostrę, dobrze?
- Tak!
Wróciliśmy więc do Lorraine. Chłopczyk ją przeprosił, że ukradł jej koszyk, a ona była wyraźnie zdziwiona. Ruszyłyśmy za nim, do tej biedniejszej części naszego miasteczka.
Nasze monety dzieliły się na 2 rodzaje: złote i srebrne. Złote posiadali tylko Ci, którzy mieszkali w tej "lepszej dzielnicy", czyli m.in. moja rodzina. Taka 1 złota moneta odpowiadała 10 srebrnym, a to wtedy było dużo.
Wracając do tematu: Gdy odprowadziłyśmy chłopca do domu, zaczynało się już ściemniać. Musiałyśmy zdążyć przed zmierzchem. Zapytacie, dlaczego? W tamtych czasach po zmroku na ulice wychodziło dużo różnych... "Istot magicznych". Głównie wampiry. Dopiero jakieś 10-20 lat później czarodzieje stworzyli coś takiego jak równoległy świat dla wszystkich członków społeczeństwa nadnaturalnego. Mirai Chizu - Tak nazwano ten świat. Nazwa ta oznacza Mapa Przyszłości.
Ale wracając do sprawy. Kiedy byłyśmy na ulicy, na której stał nasz dom, zaczepił nas jakiś chłopak. Pytał się o drogę do centrum. Powiedziałyśmy mu, jak tam trafić. Na pewno nie tutejszy, pomyślałam. On wtedy zrobił coś, co nas bardzo zdziwiło. Dał nam 2 kartki zwinięte w rulon i związane czerwonymi wstążkami. Powiedział, żebyśmy otworzyły te kartki za tydzień, czyli 12 października. W moje 18 urodziny, pomyślałam...
Gdy doszłyśmy do domu, było już ciemno. Rodzice zapytali się nas, dlaczego tak późno wróciłyśmy. Opowiedziałam im historię z małym chłopcem. Pominęłam jednak fakt, że spotkałyśmy chłopaka który wręczył nam jakieś rulony.
Po kolacji jak zwykle poszłyśmy do swojego pokoju. Przebrałyśmy się w koszule nocne i położyłyśmy się do łóżek. Obydwie jednak nie mogłyśmy usnąć. Wciąż myślałyśmy o tym tajemniczym chłopaku.
- A może otworzymy je teraz? - spytałam.
- Lepiej będzie, jeśli otworzymy to tak, jak nam kazał. A najlepiej będzie, jeżeli w ogóle tego nie otworzymy. Mam co do tego złe przeczucia - odpowiedziała Lorraine.
- A niby co złego może się stać, gdy się rozwinie zwykły rulon?
- Nie wiem, ale nie chcę wiedzieć.
- Teraz tak mówisz.
- Może i tak. Ale na chwilę obecną nie mam zamiaru tego otwierać.
- Ech, jak chcesz. Dobranoc.
- Dobranoc.
Tamten tydzień upłynął nam bardzo szybko. Gdy w końcu wybiła godzina 6:00, dnia 12 października, czyli godzina, o której zawsze wstawałyśmy, od razu wzięłam jeden rulon do ręki.
- Selene, chyba nie masz zamiaru tego otworzyć? - spytała mnie Lorraine
- Ależ oczywiście, że mam. Chcę wiedzieć, co tam jest napisane i dlaczego ten chłopak nam to dał.
- Dobrze, ale mnie w to nie mieszaj.
- No weź... Naprawdę nie chcesz wiedzieć co tam pisze? Nawet odrobinkę nie jesteś ciekawa?
- Może trochę...
- No to bierz swój rulon i odwiń go razem ze mną!
- Niech Ci będzie.
Lorraine nie była co do mojej decyzji całkowicie przekonana. Ja jednak wtedy chciałam tylko to otworzyć i przeczytać. Tak więc zrobiłyśmy. Na mojej kartce napisane było:
"Książę Alexander pragnie zaprosić pannę Selene Moore do swojego zamku. Proszę stawić się dzisiaj, o godzinie 18:00, w zamku na strasznym wzgórzu. Będziemy panienki oczekiwać."
Na kartce Lorraine pisało to samo, tyle że zamiast Selene pisało Lorraine.
- Skąd ten cały Alexander zna nasze imiona?! - spytała sfrustrowana Lorraine.
- A że niby ja mam to wiedzieć? Nie mam bladego pojęcia! Ale wiem jedno: Dziś idziemy na dłuższy spacer!
- Ty chyba do reszty oszalałaś?! Czy ty zamierzasz iść do zamku na strasznym wzgórzu?!
- Tak! I ty pójdziesz ze mną!
- Ja?! Niby dlaczego ja?! W przeciwieństwie do ciebie, ja mam zamiar jeszcze żyć!
- Pójdziesz, ponieważ napisali, że Ciebie także będą oczekiwać! Poza tym, dlaczego jesteś aż tak tym pomysłem przerażona?
- Po pierwsze: Krótko po wybiciu 18:00 zaczyna się ściemniać, a wiesz przecież, że straszne wzgórze nie jest 5 minut od naszego domu, tylko co najmniej 20. A po drugie: Czy ty nie słyszałaś o plotkach, które mówią o osobach zamieszkujących ten zamek?
- Po pierwsze: Jakby co, to przecież jestem najszybsza, a ty zaraz po mnie, a poza tym wiem gdzie kopać żeby zabolało. A po drugie: Słyszałam, ale tylko tyle, że lepiej się do nich nie zbliżać bo mogą coś komuś zrobić. Pytanie tylko, co takiego?
- Zabić. Plotki mówią, że to wampiry. Wszyscy w tym zamku. Bez wyjątków. Inne plotki mówią, że młody książę, który mieszka w tym zamku, czyli wychodziłoby na to, że to ten cały Alexander, właśnie poszukuje sobie żony i planuje urządzić jakiś wieczorek zapoznawczy czy coś w tym stylu.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ w tym momencie do pokoju weszli rodzice.
- Wszystkiego najlepszego, dziewczynki! - powiedzieli razem
- Dziękujemy! - ja i Lorraine odpowiedziałyśmy również jednocześnie
- Selene, cieszysz się, że od dziś jesteś pełnoletnia? - spytała mama, a tata już wyszedł.
- Ależ oczywiście!
- A ty Lorraine? Czy ty cieszysz się, że za rok od dzisiaj, również będziesz mieć 18 lat?
- Naturalnie!
- Och, jak ja Was kocham! A ten czas tak szybko leci... Jeszcze chwila i ja z tatą umrę, a Lorraine już będzie dorosła!
- Mamo, nie mów tak! Jeszcze nie umieracie. Jesteście jeszcze w pełni sił.
- No właśnie, jeszcze. Ale dość tych smutków i żali! Dziś są Wasze urodziny, więc pytam: Macie ochotę porobić dzisiaj coś innego niż zwykle?
Kątem oka spojrzałam na Lorraine, dając jej do zrozumienia, że ja mam taki a nie inny zamiar. Ona wyglądała, jakby kompletnie mnie ignorowała i postanowiła pokrzyżować moje plany:
- Wiesz mamo, my nie... - zaczęła mówić, jednak w porę jej przerwałam:
- Nie możemy wyobrazić sobie lepszego prezentu!
- Cieszę się. A więc co chcecie dziś robić?
- Chciałybyśmy dzisiaj wieczorem pójść na wieczorek zapoznawczy do zamku na strasznym wzgórzu.
- Hmm... Wieczorek zapoznawczy, powiadasz?
- Tak.
- Czy na takich wieczorkach członkowie rodzin królewskich nie szukają sobie partnerów?
- Właśnie tak!
- W takim razie możecie iść. Kto wie, może będziecie mieć tyle szczęścia, by ktoś Was poprosił o rękę?
- Dziękujemy! - powiedziałam i rzuciłam się mamie na szyję. Wzrokiem nakazałam Lorraine zrobić to samo. Widać było, że się na mnie wkurzyła, ale czego się nie robi dla siostry i mamy...
A no tak, zapomniałam Wam powiedzieć. 12 października mam urodziny nie tylko ja, ale również Lorraine. Urodziła się rok po mnie. Równy rok. Nie wiem jak rodzice to zrobili i nie chcę wiedzieć.
One Republic - All The Right Moves
Wracając do tematu: Punktualnie o 18:00 byłyśmy pod zamkiem. Był ogromny i piękny.
- Masz szczęście, że mama nie plotkuje i nie lubi słuchać plotek. Inaczej by się nie zgodziła, żebyśmy tu przyszły - powiedziała Lorraine
- A ty naprawdę wierzysz we wszystkie plotki?
- Cóż, jedna już się sprawdziła. Książę zorganizował wieczorek zapoznawczy.
- Tak właściwie, to na kartkach nie było żadnej wzmianki o wieczorku zapoznawczym. Równie dobrze to może być zwykła potańcówka, albo po prostu chce się pochwalić swoim zamkiem i obecnością w naszym małym miasteczku.
- Ty to zawsze znajdziesz jakieś inne wytłumaczenia...
- Owszem. Optymizm to moja wrodzona cecha.
- Tak... Moja to najwyraźniej realizm.
- Nie, twoja to pesymizm.
- Czy mają panienki zaproszenia? - spytał stojący przed ogromnymi drzwiami mężczyzna.
Ubrany był w czarny garnitur, ale inny niż w tych czasach się nosiło. Taki jakby... Wiktoriański? Na moje oko miał nie więcej jak 30-40 lat.
- Oczywiście - powiedziałam pokazując mu 2 zaproszenia, które dostałyśmy tydzień temu.
- Jakich imion panienki używają?
- Jestem Selene, a to moja siostra, Lorraine.
- A ileż to lat macie?
- Ja mam 18, a siostra 17 lat.
- Hm... Pozwolę sobie uprzedzić Was, że osoby niepełnoletnie będą musiały wyjść wcześniej - widząc nasze miny dodał - Niestety, ale to nie ja ustalam tu zasady. A teraz, zechcą panienki wejść?
- Tak, dziękujemy
- A, jeszcze jedno. Nie możecie tam przebywać w takich strojach.
- Co to znaczy?
- To oznacza, że będą panienki musiały pójść ze mną i przebrać się w suknie przygotowane na wszelki wypadek. Pozwolą panienki? - spytał biorąc nas pod rękę
- Naturalnie - odezwała się w końcu Lorraine.
Ku mojemu zdziwieniu nie weszliśmy tymi ogromnymi drzwiami, lecz poszliśmy okrężnie, aż doszliśmy do jakichś schodów. Prowadziły one na balkon. Z balkonu weszliśmy do pokoju. A właściwie komnaty. Wielkością przypominała... 2 złączone salony. Dosłownie. A może nawet 3. Przy ścianie było ustawione kilka sukni w rzędzie. Mężczyzna powiedział, żebyśmy sobie jakieś wybrały. Ja wybrałam czerwoną, a Lorraine białą.
- Świetnego panienki dokonały wyboru.
- Wiemy - powiedziałyśmy jednocześnie. Znowu.
- Cóż za skromność - powiedział uśmiechając się.
Wziął nas pod ręce. Teraz znowu poszliśmy inną drogą. Z komnaty przeszliśmy do równie pięknego korytarza. Szliśmy tak, a mnie zdawało się, że ten korytarz nie ma końca i że wciąż jesteśmy w tym samym miejscu.
- Dlaczego nie spytał nas Pan o nazwiska? - zapytałam. Wciąż mnie to nurtowało.
- Ponieważ już niedługo nie będzie panience potrzebne... - usłyszałam jego głos, ale wciąż przypatrywałam się jego twarzy i nie poruszył nawet trochę ustami. Po chwili jednak powiedział normalnie:
- Cóż, księcia nie obchodzą nazwiska. Imiona prawdę mówiąc również, ale trzeba jakoś potwierdzić zaproszenia, nieprawdaż?
- Owszem... - może to poprzednie mi się tylko zdawało?
Wtedy stanęliśmy przed ogromnymi, białymi drzwiami, na których wyryte były złote wzory, oraz jakieś dziwne znaki, których nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Mężczyzna je otworzył i poprowadził nas przez nie. Gdy schodziłyśmy po złotych schodach, wszyscy zgromadzeni na sali natychmiast przerwali rozmowy między sobą i wlepili wzrok w nas.
- Co nagle tak cicho się zrobiło? - spytał jakiś męski głos. Miałam wrażenie, że już gdzieś go słyszałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Wtedy dodał - Ach, już rozumiem. Przybyli kolejni goście.
- Tak, mój Panie - odpowiedział ten mężczyzna, który nas tu przyprowadził. Skoro powiedział Panie, to oznacza to, że musi być jego... Lokajem? No bo chyba nie sługą... - Pragnę przedstawić panienki Selene - mówiąc to przerwał, a ja zrozumiałam, że należałoby się skłonić. Na schodach było to dość trudne, z ledwością utrzymałam równowagę, ale się udało - Oraz Lorraine - znów przerwał. Lorraine z łatwością wykonała skłon - Moore.
Gdy wypowiedział nasze nazwisko, wszyscy ludzie na sali natychmiastowo zaczęli szeptać. Jesteśmy aż tak znane czy co, pomyślałam. Wtedy przed nami pojawił się chłopak. Ten sam, który wręczył nam zaproszenia. Wyciągnął do mnie rękę i powiedział:
- Witaj w moim zamku, Selene. Pozwolisz, że dalej to ja Cię poprowadzę?
- Oczywiście - odpowiedziałam i podałam mu rękę. Nie sposób odmówić księciu.
- Ciebie również witam, Lorraine. Czy ty również pozwolisz mi Cię dalej poprowadzić? - mówiąc to wyciągnął drugą rękę, w stronę mojej siostry
- N-Naturalnie
Zdawała się dziwna. Tak jakby w ogóle nie potrafiła myśleć o niczym innym jak o gapieniu się na księcia Alexandra jak sroka w gnat. Owszem, był przystojny, ale to przecież niegrzecznie gapić się tak na kogoś. Gdy zeszliśmy w końcu ze schodów, Alexander przemówił iście królewskim tonem:
- Moi drodzy, bardzo mnie cieszy fakt, że zjawiliście się w moich skromnych progach. Poznajcie dwie urocze nowe członkinie naszego towarzystwa: Selene oraz Lorraine Moore. A teraz, bawcie się! W końcu po to to zorganizowałem! - zerknął w stronę lokaja i dodał - Ty też Laurent, śmiało!
Ten się tylko uśmiechnął. W sali rozbrzmiała muzyka. Książę Alexander poprosił mnie do tańca. Zgodziłam się, bo co innego miałam zrobić. Lorraine wyglądała na wkurzoną i przeszła pod schody, skąd mogła nas doskonale widzieć i obserwować. Wtedy podszedł do niej Laurent. Przez chwilę o czymś rozmawiali, a potem zaczęli tańczyć. Nie wiem jak długo ja tańczyłam, ale wydawało mi się, że to trwało wieczność. Gadałam z Alexandrem sama nie wiem o czym. Praktycznie go nie słuchałam, tylko mu przytakiwałam, albo udzielałam odpowiedzi, gdy było to konieczne. Był przystojny i pociągający, ale jakaś część mnie mówiła mi: "Nie słuchaj go! Uciekaj stamtąd, póki jeszcze żyjesz!" Coś w tym stylu. Dzisiaj wkurzam się, że nie posłuchałam tego wewnętrznego głosu, ale mniejsza o to. Gdy w końcu skończyliśmy tańczyć, książę przeszedł na podest i powiedział:
- Mam nadzieję, że dzisiaj bawiliście się tak samo świetnie jak ja. Teraz pragnę Wam ogłosić to, co być może Laurent już Wam powiedział przy wejściu. Wszyscy, którzy jeszcze nie są pełnoletni, muszą opuścić zamek. Ale zanim to nastąpi, ustawcie się w dwóch rzędach. Po lewej stronie pełnoletni, po prawej niepełnoletni.
Bałam się, że Lorraine może być jedyna. Jednak po obydwu stronach ustawiło się tak jakby tyle samo osób. Alexander spojrzał na nasz rząd.
- 17 lat to jeszcze nie pełnoletność, Dalio - mówiąc to wydawało mi się, że patrzy na mnie. Wtedy jakaś dziewczyna obok mnie się odezwała:
- Ależ Aleksandrze! Został mi tylko tydzień do ukończenia pełnoletności!
- Owszem, ale na chwilę obecną wciąż masz 17 lat.
Dziewczyna zrezygnowana przeszła na prawą stronę.
- Ktoś jeszcze uważa, że już jest pełnoletni? - spytał Alexander patrząc na początek naszego rzędu. Wtedy jeszcze jakieś paręnaście osób przeszło na drugą stronę. Wtedy książę dodał - Wszystkie dziewczęta, które dzisiaj mają na sobie suknię na wszelki wypadek, mogą ją sobie zatrzymać. Moi mili, liczę że jeszcze kiedyś się spotkamy, więc do zobaczenia.
Kiedy Alexander skończył mówić, Laurent otworzył drzwi. Wszyscy z prawej strony zaczęli po kolei wychodzić, gęsiego. Lorraine była ostatnia. Spojrzała na mnie. W jej oczach widać było wściekłość, żal, smutek. Wszystko na raz. Miałam zamiar opuścić zamek, lecz wtedy drzwi się zamknęły, a Alexander powiedział:
- Teraz każdy z Was może robić to, na co ma ochotę. Oczywiście w granicach rozsądku - podchodząc do mnie posłał mi zniewalający uśmiech, a ja czułam, jak nogi się pode mną uginają - Masz może ochotę pozwiedzać zamek?
- Oczywiście - nie to chciałam powiedzieć. Chciałam powiedzieć coś w stylu:
- " Niech książę wybaczy, ale muszę iść z siostrą" - Jakaś siła po prostu mną manipulowała, ale nie miałam pojęcia co to było.
Chodziliśmy tak, nie wiem jak długo, aż w końcu doszliśmy do drzwi koloru świeżej krwi. Dosłownie. Gdy weszliśmy do środka, usiadłam na kanapie ustawionej na środku komnaty. Alexander stanął za mną i...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam na moim drugim blogu: "Dwa Światy, Kilka Osób, Jedna Decyzja". Oto zakończył się rozdział 1. Wyszedł trochę za długi, dlatego ucięłam w takim momencie. Nexta oczekujcie nie wcześniej jak 25/26 lipca, ponieważ od jutra(11 lipca) do 24 lipca będę na koloniach. Na początku każdego rozdziału będzie obrazek, który będzie mniej więcej pasował do rozdziału. Czasami będzie się również pojawiał link do piosenki w miarę pasującej do rozdziału. Dzisiejszą piosenkę wybrałam głównie ze względu na teledysk. To chyba wszystko co miałam do powiedzenia... A, jeszcze jedno: Na tym blogu będę się podpisywać jako +Selene+. Więc do zobaczenia
+Selene+
Witam wszystkich na moim drugim blogu. Jak sami wiecie(albo nie), mój pierwszy blog to "Nieoczekiwana zmiana..." Jest on o BTR, miłości, mocach, itp. Ten będzie trochę inny. Na pewno nie będzie w nim BTR. Rozdziały będą dodawane raz w tygodniu, w soboty. Teraz krótki prolog:
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czarownicy, Wampiry, Wilkołaki, Sukuby, Ludzie i inni.
Do tej pory wszyscy z nich starali się żyć ze sobą w zgodzie. Ale za sprawą jednego, małego błędu, zrodziło się kilka następnych takich błędów, a wszystko to doprowadziło do rozpadu życia w harmonii i spowodowało "wojnę" pomiędzy nimi...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Za chwilę pojawią się bohaterowie, a żeby Wam się nie nudziło, to pojawi się również rozdział 1. Mam nadzieję, że moje wypociny kogokolwiek zainteresują ^^